niedziela, 1 grudnia 2013

Natalia Siwiec na uniwersytecie

Tytuł tego posta brzmi trochę jak zapowiedź powieści S-F. A jednak to się stało naprawdę. Usłyszałem o tym oczywiście w tvn24. I przyznaję, że usiadłem na chwilę przed telewizorem i patrzyłem. Okazało się, że ta pani opowiadała o tym "jak budzić podziw, zdobywać lajki i cały czas być na topie." 


foto: tvn24


Pomyślałem że to pewnie w ramach zajęć na specjalizacji PR i nawet może być ciekawe. Dziewczyna musi się na tym znać skoro od ponad roku nic nie robi, a wszyscy o niej mówią. Siedziałem dalej, a materiał płynął. Aż tu nagle szok. Siwiec bez wstydu odkryła tajemnicę swojego "sukcesu". 

 "Można powiedzieć, że dupa rządzi światem."

Strasznie byłem ciekaw min studentów dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, do których pani profesor Natalia przemawiała. Niestety realizatorzy tego nie pokazali. W przebitkach było za to widać, że sala, w której odbywał się wykład pękała w szwach. Nagle na rzutniku pojawiało się wielkie zdjęcie tego,. co rządzi światem w mniemaniu pani profesor Natalii. Jej DUPA. Nie, nie był to przypadek, nie był to jej prywatny slajd, który przypadkiem wdarł się w prezentację. To było celowe, przemyślane działanie. A to zdjęcie było krokiem milowym w jej tzw. "karierze".  Ja celowo go nie pokazuję, ale za to znów zacytuję panią prof. Natalię. 

 "Faceci są wzrokowcami. Szukają tylko jednego: Seksownych zdjęć pośladków i piersi."

A teraz poważnie. Do czasu informacji o tym wiekopomnym wykładzie wydawało mi się, że uniwersytet to coś ważnego i poważnego, że nie jest podatny na papkę, którą karmi nas telewizja i internet. Wreszcie, że jest to miejsce gdzie seksowne zdjęcia pośladków i piersi są mniej ważne niż wiedza, ogólne ogarnięcie i takt. Myślałem też, że na uniwersytetach udowadnia się ludziom, że samo pokazanie cycków do niczego nie prowadzi. Myliłem się! Podczas wykładu studenci dziennikarstwa dowiedzieli, że pokazanie dupy jest ważniejsze niż zaliczenie sesji. Wydaje mi się, że szanownej wykładowczyni słowo sesja kojarzy się raczej ze zdejmowaniem majtek i stanika przed fotografem niż z popisywaniem się widzę przed przepytującym wykładowcą. I dzięki takim akcją rosną nam studentki i studenci dziennikarstwa, którzy nie mają pojęcia kim jest Jarosław Gowin, a do premiera nie mieliby pytań bo nie interesują się polityką, a na kolegium w redakcji bez skrępowania pytają co to znaczy MSW. Na pytanie kim chcą być w przyszłości odpowiadają: blogerką modową. Takich żeśmy czasów dożyli... Magistrem może być każdy,  tak samo byle kto może być wykładowcą na wyższej uczelni. A o tym wszystkim doniesie tvn24. Teoretycznie poważna i opiniotwórcza stacja telewizyjna. 

"Nie mogę wytrzymać ze śmiechu, że ci ludzie przyszli posłuchać tego, co mam do powiedzenia." 

Ja też pani Natalio. Ja też.  
 

czwartek, 28 listopada 2013

Jak żona premiera

Małgorzata Tusk odbywa istny objazd mediów. Żona premiera popełniła książkę i promuje ją gdzie się da. Naturalnie nikt nie odmawia jej pomocy. Głośnym echem odbiła się wizyta Pani Małgorzaty w "Kropce nad i" w TVN24. Informacja, że Donald Tusk płacze oglądając "Króla Lwa" przez chwilę była nawet na jedynce portalu tvn24.pl. Inne cytaty się nie przebiły, może dlatego, że - miła - Pani Małgorzata tak naprawdę niewiele powiedziała. Trochę w tym winy Moniki Olejnik, która zadawała jej naprawdę dziwaczne pytania. Zatkało mnie gdy usłyszałem pytanie o to czy premier konsultował z żoną zmiany w rządzie. No jeszcze tego by brakowało! - pomyślałem. Po chwili usłyszałem, że nie konsultował. Nieco mnie to uspokoiło. Ledwo co opadło poruszenie po wizycie Pani Tusk w TVN24, a już jest nowe zamieszanie. Dziś była gościem w TVP Info. Nieco bardziej rozmowna i rozluźniona, ale gołym okiem widać, że występy w telewizji nie są domeną Pani premierowej. Ale nie o tym chciałem. Bez bicia i otwarcie przyznaję, że zazdroszczę Małgorzacie Tusk. Chociaż wiem, że zazdrość to perfidna cecha. Tak samo zazdrościłem Danucie Wałęsowej, której "Marzenia i tajemnice" leżały pod połową polskich choinek. Teraz podobnie może być z książką Pani premierowej. I tej niesamowitej promocji zazdroszczę. Jasne, że premierowa czy prezydentowa startują z zupełnie innego pułapu i że TAKIEJ personie nie odmówi absolutnie nikt i swe podwoje otwierają przed nimi programy informacyjne czy newsowe kanały, a my szaraczki, anonimowi autorzy proste, nie mającej wpływu na losy narodu literatury prawdopodobnie nigdy nie zasłużymy ba takie zaproszenia i rozgłos. No chyba, że ktoś z nas dostanie Nobla! Wtedy będziemy mogli takie zaproszenia nawet odrzucić  A teraz zazdrościć nikt nam nie zabroni :) Będziemy sobie dalej siedzieć z naszych ciasnych domkach i pisać, pisać, pisać. Z nadzieją, że kiedyś, ktoś się zainteresuje, kupi, przeczyta, zaprosi na parę minut do telewizji.


Generalnie pisanie książek stało się modne. A wydawanie ich przed świętami to już taka nasza świecka tradycja. W tym roku z półek kusza nas Maryla Rodowicz, Danuta Stenka, a nawet Roman Giertych! Ech... aż się chce zapytać: Co państwo wiedzą o pisaniu książek? Fajnie i łatwo jest udzielić wywiadu rzeki, na który rzucą się wydawcy i który przyniesie parę naprawdę porządnych groszy. I gdzieś tam, bardzo cicho przebąkuje się, że to wywiad, który ktoś zrobił z kimś znanym. Danuta Stenka (którą absolutnie uwielbiam) powiedziała nawet, że wcale nie miała potrzeby mówienia o sobie. No tak. I z tego braku potrzeby wyszło ponad 150 stron :) Ale czytajmy, czytajmy, i jeszcze raz czytajmy. Wszystkie wymienione przeze mnie osoby miały i mają ciekawe życie. Tak ciekawe jakiego my mieć nie będziemy i warto zobaczyć co mają do powiedzenia :)



niedziela, 17 listopada 2013

To nie geja tylko księdza-pedofila szukała policja!

I Kujawsko-Pomorskiego Kongresu Katolików "Stop ateizacji" w bydgoskiej Bazylice już za nami. Czytam relacje z imprezy i włosy stają mi dęba. Pomijam, że wszystko wydarzyło się w kościele i pod ołtarzem prelegenci nie przebierając w słowach krytykowali wszystko i wszystkich co jest (wg. nich) zagrożeniem na Kościoła i Polski. Skupię na na moim ulubionym ekspercie ds. gejów ks. Oko. Z pewnością gdyby istniała jeszcze "Wielka Gra", albo "Miliard w rozumie" i tematem byliby geje to ksiądz Oko raczej na pewno stanąłby do rywalizacji. Ale czy miałby szanse na wygraną?




"Uczestnicy od kapłana dowiedzieli się też m.in., że niemal zawsze geje są pedofilami, do tego najczęściej są zarażeni HIV"  - pisze "Gazeta Wyborcza".

Mam taką małą refleksję ws. gejów, którzy niemal zawsze są pedofilami. Czy to przypadkiem nie księdza pedofila szukała kilka tygodni temu policja z co najmniej dwóch krajów? Czy to przypadkiem nie nuncjusza papieskiego na Dominikanie w trybie pilnym wezwano do Watykanu? Czy to przypadkiem nie ksiądz z podwarszawskiego Tarchomina jest skazany za pedofilię? Czy księdzu Oko coś się przypadkiem nie pozajączkowało? Czyżby ksiądz Oko usiłował zaklinać rzeczywistość? Czy ksiądz Oko nie boi się pozwu przeciw sobie? Bo powoli dojrzewam do tego, żeby oskarżyć ks. Oko o zniesławienie. Co prawda nie wiem, w której grupie gejów jestem , ale skoro większość z nas to pedofile to jest spora szansa, że się łapię. Przeraża mnie sformułowanie, że niemal zawsze geje są pedofilami! I że takie bzdury opowiada facet, który uważa się za naukowca!

A co do HIV. Najnowsze badanie pokazują, że fakt iż to geje są nosicielami HIV to mit. Mit sprzed 20 lat. HIV dotyczy zarówno osób homo, jak i heteroseksulanych. A "najczęściej zakażeni HIV" wg mnie oznacza, że co najmniej 51% gejów na HIV. Skąd te dane proszę szanownego księdza? Czemu katolicki ksiądz, którego hasłem przewodnim powinna być prawda i miłość roznosi tak podłe i obrzydliwe plotki?

Taka postawa niektórych księży ma skutek dokładnie taki, że ludzie postrzegają Kościół jako instytucję kompletnie różną od założeń, które leżą u podstaw jej działalności i zwyczajnie  odwracają się od Kościoła. Bo lepiej być porządnym ateistą niż chorym z nienawiści katolikiem.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Szok i niedowierzanie. Ekipa z Warszawy ruszyła.




Część wczorajszego wieczoru poświęciłem na zobaczenie premierowego odcinka "Ekipy z Warszawy" na MTV. Nie znam chyba słów, którymi jestem w stanie opisać swoje wrażenia. Grupa młodych ludzi, których głównymi zainteresowaniami są pakowanie, ruchanie, picie i make up.

Nie wiem gdzie produkcja znalazła tych ludzi, ale zdecydowanie mamy do czynienia z bandą prostaków. Jednak ciągle tli się we mnie nadzieja, że oglądamy aktorów, którzy po prostu grają. Jeśli tak jest to każdy powinien dostać po Oscarze. Na dzień dobry wszyscy się upili i w takim też stanie stawali przed kamerami, by uraczyć nas swymi złotymi myślami na temat pierwszych wrażeń z pobytu w willi. Są "byczki o mega męskich twarzach" i "suczki, które nakręcają wytatuowanych ogierów" a także "przyjaciółki od serca, z którymi można porozmawiać o wszystkim" (po godzinie znajomości, a wszystko to znaczy picie, ruchanie i imprezy). Dwie z czterech lasek wyglądają i zachowują się jak wypuszczone z głębokiego PRL-u. Wynoszą z lodówki i chowają pod łóżko owoce i napoje energetyczne. "Żeby inni nie mieli!".

"Musimy zrobić pierdolnięcie!"


"Lizanko i macanko" było na porządku dziennym (i nocnym). Właściwie każdy z każdym. Faceci nie kryją po co zgłosili się do tegoż show. Trybson (zawodnik MMA) otwarcie przyznaje, że „ostry z niego dzik i każda świnia przy nim krzyczy” Oczywiście już pierwszego wieczoru doszło do "zaszpachlowania" czyli seksu przed kamerą. Oczywiście widzieliśmy tylko poruszający się koc, a następnego dnia bohaterka całego zamieszania miała (nie tylko moralnego) kaca.A pan? Jak się okazuje mądrość ludowa o krowie, która dużo ryczy a mało mleka daje nadal jest żywa.

 "Jadę, jadę"

Sam nie wiem, która grupa męska czy żeńska przyprawiła mnie o większe zdziwienie? Po krótkim namyślę dochodzę do wniosku, że bardziej dramatyczne są jednak dziewczyny. Siano zamiast mózgu, dupa na wierzchu i przerażająca wulgarność. Z pozycji 30-letniego statecznego pana zapytam otwarcie: Czy Warsaw Shore to typowy portret pokolenia 20 latków 2013 roku?

"Dopóki jej nie zaliczę kawałek nieba dla niej uchylę"

Do tego wszystkie rodzące się miłości i konflikty. MASAKRA!

Jestem jednak pewien, ze program będzie miał bardzo wysoką oglądalność, a jego uczestnicy staną się celebrytami. 

I oglądają to młode dusze, widzki i widzowie, MTV. Jaki wniosek wyciągają? Wystarczy być ćwierćinteligentem, żeby pokazywali Cię w telewizji! Nic więcej. Nie trzeba mieć w głowie absolutnie nic, nie trzeba wiedzieć nic o świecie, a i tak telewizja staje przed tobą otworem! Strasznych czasów dożyliśmy! Nie chce grzmieć jak stary pierdziel, ale naprawdę z minuty na minutę ogarniało mnie coraz większe zażenowanie. Jak to możliwe, że wystarczy się upić i zamiast przecinka mówić "kurwa", by mieć swoje 5 minut na ekranie telewizora?

Honoru tego wszystkiego próbowała bronić jedna z uczestniczek. "Ja tu nie wytrzymam miesiąc" - powiedziała tuż przed tym jak poleciały napisy końcowe. A poleciały tak szybko, żeby nikt przypadkiem nie mógł się doczytać kto za to gówno odpowiada.



NIE WIERZĘ, ŻE ONI ROBIĄ TO ZA DARMO I Z WŁASNEJ WOLI!!!

środa, 6 listopada 2013

Kogel Mogel 3?




Od wczoraj jestem pod ogromnym wrażeniem pewnej strony na Facebooku. Fanpeage nazywa się "Marian, Tu jest jakby luksusowo." i masowy przyrost fanów świadczy o tym, że w wyśmienity nastrój wprawił nie tylko mnie. W ciągu 24 godzin polubiło go ponad 40 tysięcy ludzi. Patent jest prosty. Administrator wrzuca teksty i zdjęcia z kultowego filmu "Kogel Mogel". Oczywiście każdy z nas widział obydwa "Kogle Mogle" setki razy i obudzony o północy potrafi powiedzieć kim był stryjeczny wuj szwagra drugiego męża babci Wolańskiej i czemu pani Wolańska nie miała przyjemności go poznać :) Każdy ma swój ukochany dialog, ja uwielbiam to:

"Piotrusiu, kochanie, tatuś nas nie kocha, tylko Ty mi zostałeś. Tatuś chce się wyprowadzić z domu do innej pani, ale mamusia Cie nie zostawi, będziemy zawsze razem, Ty i ja...jakby sami..."




i ciąg dalszy, gdy Piotuś wybiega z łazienki taranując panią Wolańską:

"O Boże! To dziecko chciało mnie zabić! Jesteś taki sam jak twój ojciec!"

i dalej
Barbara Wolańska: Marian, zrób coś, ja oszaleję! Zmoczył już trzecie prześcieradło!
Marian Wolański: Tak płacze biedactwo?
Barbara Wolańska: Tak leje! No mówił, że będzie sikał...


Mógłbym tu wypisać całą listę dialogową konając ze śmiechu, bo te cytaty są zabawne nawet poza filmem.Widząc jak wielu jest fanów "Kogla Mogla" pomyślałem sobie, że to wcale nie musi być historia skończona. I że chyba najwyższa pora pomyśleć o 3 części "Kogla Mogla". Jasne, wielu aktorów nie ma już z nami. Odeszli Jerzy Turek (ojciec Kasi), Dariusz Sitkowski (Paweł) i Małgorzata Lorentowicz (babcia Wolańska), ale Grażyna Błęcka-Kolska, Ewa Kasprzyk, Zdzisław Wardejn, Katarzyna Łaniewska, Maciej Koterski, Jerzy Rogalski i Stanisława Celińska (sąsiadka Pawła i Kasi) żyją i mają się całkiem dobrze. Zdrowiem i wpływami cieszy się też Ilona Łepkowska, scenarzystka "Kogli Mogli". Może przecież powołać do życia stryjecznego wuja szwagra Babi Wolańskiej :) albo któregoś z jej dwóch byłych mężów, byłby pradziadek Wolański . Dziadkiem byłoby już prof (już nie docent) Wolański, a babcią pani Wolańska!!!  Za to Piotruś Wolański może mieć żonę i dzieci! A mama Kasi jakiegoś nowego adoratora :P Co z samą Kasią? Mogła skończyć uprawnione studia i urodzić gromadkę dzieci. Może już mieć na koncie doktorat, może prowadzić gospodarstwo agroturystyczne, a jej sąsiadką może nadal być nowoczesna rolniczka pani Goździkowa! A po śmierci Pawła o jej względy może ponownie starać się Staszek Kolasa!!! A pani Wolańska? Pani Wolańska jest już byłą panią Wolańską, bo rozwiodła się z Marianem. Naturalnie bardzo tego żałuje, a rozwód nie sprawił, że zniknęła z życia byłego męża! Oczywiście nadal ma obsesję na punkcie Kasi! Zwłaszcza, że Kasia jest młodą jeszcze wdową i na pewno ma ochotę zostać żoną prof. Wolańskiego, dziekana wydziału na UW!! Pani Wolańska postanawia walczyć o byłego męża! Co więcej! Wydaje się jej, że kręci się wokół Piotrusia! I tak teściowa z synową w Kasi mają wspólnego wroga, z którym muszą walczyć :)




Wszystko działby się współcześnie. W Unii Europejskiej! Czy pomysł jest interesujący?:) Czy warto zaatakować nim Ilonę Łepkowską? :)


sobota, 19 października 2013

Inwazja Ewy Chodakowskiej

Byłem dziś w EMPiKu. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Rozejrzałem się wokół i myślałem, że mam przywidzenia. Wszędzie była Ewa Chodakowska. Wydała książkę, płytę z muzyką do ćwiczeń, ćwiczenia na DVD oraz kalendarze na 2014 ze sobą. Ścienny i książkowy. Dodatkowo zerkała na mnie z co najmniej 3 okładek kolorowych pism, na dwóch była z nowym mężem. W telewizji też widuję ją dość regularnie. O internecie nie wspomnę. Ma laska parcie - pomyślałem. Parcie i szczęście, że w ciągu roku stała się rozpoznawalną i wpływową osobą. Stała się marką. Zaraz potem naszła mnie myśl, którą miałem na początku roku. Ewa Chodakowska wypłynęła przecież na tym, że była dziewczyną z sąsiedztwa. Polski i Polacy pokochali ją właśnie za to, że nie była kimś niedostępnym, kimś ponad je same. A tu proszę. O jej ślubie huczały wszystkie brukowe media. Były znane wszelkie szczegóły, były zdjęcia. W ciągu zaledwie kilku miesięcy dwa razy była na okładce "Vivy!"

















Innych pism, do których pozowała nie będę wymieniał, ale trochę tego było. Do tego zaczęła dorabiać jako modelka prezentująca suknie ślubne. Jak dla mnie to jasny dowód na to, że pani Ewa chyba ostatecznie zerwała z wizerunkiem zwykłem dziewczyny. Mam też nieodparte wrażenie, że jest jej zwyczajnie za dużo. Niedługo wyjdzie z przysłowiowej lodówki, bo zacznie reklamować jaki lekki serek odchudzający. Czuję przez skórę, że lada chwila Ewa Chodakowska najzwyczajniej w świecie zamęczy sobą naród. Do tego stopnia, że ludzie nie będą mogli na nią patrzeć, ani jej słuchać. Obawiam się, że mogą zacząć zrywać ze ścian i wyrzucać oknem kalendarze z podobizną trenerki. O kontynuowaniu trwającej inwazji świadczy fakt, że partonat nad nową książką (która tak na prawdę jest kalendarzem) patronat objął TVN. Ni mniej ni więcej świadczy o tym, że Pani Ewa nie będzie wychodziła z telewizora przez cały dzień. I będzie jak nie w TVN to w TVN24, a jak nie w TVN24 to w TVN Style. A może nawet opowie o niżach w TVN Meteo?  I, daję słowo, kariera skończy się jeszcze szybciej niż się zaczęła. Jednak może to właśnie tak jest w tym naszym show biznesie, że jak już się dostanie sławny ryjek to trzeba zarabiać, cisnąć ile wlezie i męczyć sobą póki chcą patrzeć bo w kolekcie czeka już kolejna chętna, by zostać bohaterką masowej wyobraźni. A może jest po prostu tak, że trzeba to robić jeśli jest się sezonową celebrytką?

niedziela, 13 października 2013

Ekipa z Warszawy...






"Szansa na zmianę życia."- tak Ania, uczestniczka nowego programu MTV uzasadnia swoją decyzję o udziale w programie "Ekipa z Warszawy", polskiej wersji serii programów pokazywanych w kilku krajach świata. Plotek od kilku dni intensywnie promuje ruszający niebawem show i jego bohaterów. Dotychczas mieliśmy do czynienia ze zdjęciami, ale ostatnio wspomniana już Ania (na zdjęciu pierwsza z prawej) przemówiła. Z ponad 3 minutowego filmu dowiadujemy się, że Ania jest chyba w przedsionku alkoholizmu. Słowo "pić" pojawia się co najmniej 4 razy.


"Można poznać fajnych facetów, nowych ludzi. Można się upić. Hehe. Zrobić coś głupiego. Hehehe. No i ogólnie.. Dobra impreza jest zawsze fajna. Nie?"






"Zazwyczaj tańczę przy rurce jakejś. Hehe. Bo jak się upiję i jeszcze jestem w szpilkach to bolą mnie nogi i trzeba się czegoś trzymać. Bo trzeba trzymać klasę, nie? Bo jak się dupą wywija to trzeba trochę wyglądać inaczej, lepiej."


Sporo dowiadujemy się też o jej guście dotyczącym facetów. Wybranek  Ani musi być


"Duży, łysy i jak mam tatuaże to jest kozak."




Czyli Paweł (czwarty od lewej) i Mariusz (pierwszy od prawej) chyba mają szansę. Pod koniec wywiadu dowiadujemy się też jaki pomysł na siebie w programie ma Ania.


"Na pewno będę szaloną wariatką, idiotką. Uwielbiam się bawić, uwielbiam pić, uwielbiam mieć dobry kontakt z ludźmi."
Zadałem sobie pytanie czy oby na pewno sformułowanie "będę idiotką" jest trafione? Może "będę" należałoby zastąpić słowem "jestem"? Ale nie wnikam. Ania mówi też jakich dziewczyn nie lubi.




"Nie lubię gdy dziewczyny mają wyżej dupę niż głowę. Nienawidzę tego. Rozszarpałabym taką dziewczynę."


 Panowie uczestniczący w show chyba jeszcze się nie wypowiedzieli. Jestem strasznie ciekaw czy oglądając wywiady z nimi będę równie zażenowany.




Pamiętam jak startował "Big Brother". Naukowcy, psychologowie, obrońcy godności ludzkiej nie zostawiali na programie suchej nitki. Że prymitywny, że żerujący na najniższych intymistkach, że poniżający, że dla plebsu. No to kilkanaście lat później doczekaliśmy się tworu, przy którym "Big Brother" to były głębokie rozmowy o filozofii życia! Zachodzę w głowę ile stacja MTV musiała zapłacić tym młodym ludziom, by przed kamerami robili z siebie debili? Bo aż wierzyć mi się nie chce, że robią to sami, z własnej woli i za darmo! To musi być jakaś ściema, ci ludzie muszą być świetnymi aktorami. Przecież nie można sprowadzać życia do picia i imprez! A może można? I można mówić też to:


"Jaki lubię seks... No ostry chyba. Nie? Konkretny chyba. Tak? Hhehe"

 To oczywiście też cytat z Ani. 

sobota, 28 września 2013

O powrocie Edyty Bartosiewicz

Na tę płytę czekałem niemal pół życia. 15 lat. Wszystkiego mam 31 :) Oczywiście wiedziałem, że ma ukazać się w tych dniach i przeczuwałem, że będzie już dziś. Bo tak zwykle bywa z poniedziałkowymi premierami. Nie myliłem się. Jakaż była moja rozpacz, gdy przy kasie okazało się, że zapomniałem portfela! Dosłownie biegłem do domu po kasę i niecałe pół godziny temu, drążącą ręką włożyłem krążek do odtwarzacza. Wróciły nagle stare dobre lata '90. Mało która polska płyta ma dziś prawie godzinę, 13 kawałków to (jak na dzisiejsze realia) spory wyczyn. Wczytując się w listę muzyków, którzy zagrali na "Renovatio" także byłem pod wrażeniem. Są saksofon, puzon, trąbki. Ale do rzeczy! Do muzyki! Edyta w tekstach  wzywa do ogólnego, życiowego zwolenianie, wyhamowania, rozgraniczenia spraw ważnych od ważniejszych i tych zupełnie nieistotnych. Przekonuje też, że coś, co wydaje się końcem i totalną masakrą może być początkiem czegoś zupełnie nowego. To taka stara, dobra Edyta Bartosiewicz. Optymizm miesza się z lekko depresyjnymi klimatami. Nie wiem czy na tej płycie jest taki wielki hit. Taki na miarę "Jenny", który będzie grany w radiu na wielki wieków amen, chyba nie ma tam takiej piosenki. To nie znaczy jednak, ze płyta jest zła. Jest bardzo dobra, są tam melodie i teksty. Jest cudna chrypka Edyty. Jest wreszcie to wszystko czego dziś w muzyce brakuje, nie odbija się plastikiem. Album nie jest przekombinowany. Najlepsze piosenki? Jak dla mnie, po dwóch przesłuchaniach, "Rozbitkowie", "Madame Bijou", "Renovatio" i "Zbłąkany anioł". W głowę wchodzi też "Żołnierzyk". Nie tylko melodia, ale też strasznie aktualny tekst. Aż nie chce się wierzyć, że powstał kilkanaście lat temu. To powinien być hymn wszystkich pracowników korporacji.  Ale myślę, że tę płytę będę dopiero odkrywał, będę dorastał do tych piosenek, konfrontował je z rzeczywistością. I z pewnością za jakiś czas zmienię zdanie co do ulubionych piosenek. Bardzo nurtuje mnie piosenka "Ryszard", niby wiadomo o czym jest, ale nie mam pewności czy należy ją interpretować ją tak bardzo wprost... Chyba nie :) Zapewne pojawią się głosy, że po tylu latach Bartosiewicz powinna popełnić album, przed którym na kolana padnie cały świat, a dowolnie wybrana piosenka będzie mogła być singlem. Chciałbym ostudzić emocje i przypomnieć, że żaden z albumów nie był wypełniony potencjalnymi singlami. Jednak zawsze piosenki Edyty Bartosiewicz miały co innego. Duszę. I to się nie zmieniło.





A na koniec jeszcze dwie refleksje. Okładka zupełnie mi się nie podoba. Dużo lepsze byłoby zdjęcie z okłądki książeczki  :D No i mam nadzieję, że po następną płytę Edyty Bartosiewicz nie będę szedł jako 45-latek :) Mogę nie dożyć :)


czwartek, 26 września 2013

Biskupowi Pieronkowi jest przykro

Właśnie obejrzałem "Fakty" w TVN. A tam materiał o aferze pedofilskiej na Dominikanie z udziałem polskich księży. I co zobaczyłem. Kardynał Dziwisz daje jakąś smętną wypowiedź po czym prosi, by jednak jej nie emitować (dziennikarska i tak emituje, szykuje się koniec przyjaźnił Dziwisza z TVN), a wcześniej abp Pieronek (który zasłynął już wypowiedzią, że "Żadna siła nie powstrzyma człowieka od tego, żeby korzystać z pewnych możliwości, jakie daje człowiekowi wolna wola i do czego pchają go namiętności. Przepraszam bardzo, ale świata nie zmienimy.") dosłownie wydusił z siebie, że w całej tej skandaliczne sytuacji jest mu przykro. Mi jest przykro, że Pieronkowi jest przykro. I że całemu episkopatowi jest przykro, tak bardzo przykro, ze nikt poza Dziwiszem się nie wypowiedział. Nikt nie powiedział, że to jest wielki skandal, ze to grzech, że to przestępstwo, że trzeba to piętnować, osądzić,  karać. Nikt się nawet nie skrzywił. Wielki różowy słoń stoi w salonie. Wszyscy siedzą, piją herbatkę i zajadają kremówki. I udają, że rzeczony słoń to element wystroju, że tak właśnie powinno być i nie ma się czemu dziwić. A księżulo pedofil siedzi na jakiejś podkrakowskiej wsi zbunkrowany na strychu w domu mamy i taty. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby sprawa dotyczyła homoseksualisty? Wtedy reakcja była dokładnie taka, jaka powinna być teraz. A do tego suplementy. Wzburzony tłum obrońców moralności szturmem wziąłby chałupę, w której miałby się ukrywać rzeczony pedofil-gej. Z pacierzami na ustach przetrząśnięto by każdy zakamarek tego domostwa. Do skutku. A następnie odarto by tego zboczonego pedała ze skóry i niesiono jego skalp przez całą wieś. Potem ogłoszony triumfalnie, że pedofilia to cecha wrodzona wszystkich gejów i absolutnie nie można nam dać pod opiekę żadnych dzieci (o adopcji nawet nie wspominam). Pojawiłby się postulat, że należy ze szkół i przedszkoli, klubów sportowych, kółek zainteresowań - i wszystkich innych miejsc, gdzie pojawiają się dzieci - zwolnić wszystkich nie żonatych, po 25 roku życia. bo istnieje cień szansy, że są gejami i tylko czekają, żeby zgwałcić jakieś dziecko. A w przypadku naszego księdza, który zniszczył życie młodym Dominikańczykom (a może Polakom też) jest cisza. A Kościołowi jest co najwyżej przykro. I oczywiście nie ma mowy o żadnych finansowych zadośćuczynieniach. Podkreślił to także bp Pieronek. Zaraz się okaże, że chłopcy na Dominikanie są jak kobiety w Indiach. Sami sobie winni, że papieski ambasador ich zgwałcił, albo i więcej! Że to oni zgwałcili jego! A Prymas Polski abp Kowalczyk twierdzi, że taka obrzydliwa afera to prywatna sprawa księdza pedofila i Kościołowi jako organizacji nic do tego...

czwartek, 12 września 2013

Rusin pod ochorną

Rusin pod ochroną

Nie myślałem, że Kinga Rusin czymś jeszcze mnie zaskoczy. Warszawa aż huczy od plotek, że na odcinek pracy z nią rzucani są zwykle niczego nie świadomi stażyści bądź nowi dziennikarze TVN. Dlaczego? Podobno współpraca z panią Rusin to mordęga i wszyscy, którzy mieli wątpliwą przyjemność to robić twierdzą, że powinni dostać dodatek za pracę w trudnych warunkach. Fochy, opryskliwość, pretensje są ponoć na porządku dziennym. Okazuje się, że TVN dopieszcza swoje gwiazdki i robi z nich coś na kształt polskiej Oprah Winfray. Pani Magdę Mołek i Kingę Rusin po programie do auta odprowadza najprawdziwszy ochroniarz. Uśmiechnąłem się pod nosem i natychmiast zrobiło mi się w głowie pytanie: po cholerę? Czyżby na Kingę Rusin w drodze z budynku do auta rzucali się nachalni fani? A może obnażają się przed nią zboczeńcy pragnący zaprezentować gwieździe swoje precjoza? Czy Kinga Rusin naprawdę nie może zaparkować auta na parkingu podziemnym, który prawdopodobnie jest pod budynkiem na ul. Hożej w Warszawie (tam jest studio Dzień Dobry TVN)? A może chodzi o zwyczajne pompowanie próżności tych wszystkich telewizyjnych tworów? A nóż podchwyci to pudelek czy poltek i przez parę dni będzie się o GWIEŹDZIE Kindze Rusin mówiło? Robi się w gwiazdeczek nadludzi, którzy nie mogą swobodnie chodzić ulicami. Szkoda, że nie rozwijają im jeszcze czerwonego dywanu, albo nie zamykają ruchu w połowie Warszawy bo idzie Rusin. Całkiem niedawno spotkałem w Łazienkach Bronisława  Komorowskiego z żoną. Spacerowali sobie pod rękę, powoli, usiedli nawet na ławce. Raz po raz pozowali do zdjęć, gadali z zaskoczonymi ich obecnością ludźmi. Rozejrzałem się za jakim funkcjonariuszem BOR, bo nie chciało mi się wierzyć, że prezydent spaceruje po parku bez obstawy. Faktycznie, towarzyszył im BOR-owiec, ale był niewidoczny. Ubrany w dres facet wyglądał jak zwykły warszawiak. A z Kinga Rusin po centrum Warszawy łazi niemal świecący koleś. Jak lans to lans. I przy tej okazji przypomniała mi się pewna sytuacja. Kiedyś osobiście widziałem Kingę Rusin w akcji. Wyszedłem w toalety w jednej z kawiarni na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Następna w kolejce czekała ONA (jeszcze wówczas bez ochrony). Wyraźnie zniecierpliwiona zmierzyła mnie wzrokiem i poprosiła obsługę kawiarni by ... ktoś wszedł do wc przed nią i sprawdził czy wszystko jest w porządku. I naprawdę żałowałem, że nie wysmarowałem na ścianie napisu "PUKNIJ SIĘ W ŁEB!"

poniedziałek, 15 lipca 2013

Jasienica jak Wilkowyje

ks. Lemański i parafianie (foto. PAP)



Włączam ja sobie rano telewizor, a tam relacja na żywo z Jasienicy. Komisja z Kurii przyjechała  z księdzem administratorem przejąć od ks. Wojciecha Lemańskiego parafię. Wszystko zgodnie z dekretem abp. Hosera. Patrzę o oczom nie wierzę, proboszcz sprzeciwia się decyzji swojego przełożonego, kłoci się z posłańcami biskupa i mówi, że jak chcą mogą przyjechać jutro, a on się nigdzie nie wybiera. Dodatkowo sypał jakimś przepisami prawa kanonicznego i publicznie zarzucał kłamstwo jednemu z księży przybyłych w imieniu biskupa i z dekretem od niego. A wokół swojego proboszcza stała chyba cała wieś. Przekrzykiwali się, rzucali swoje racje, bronili swojego proboszcza jak niepodległości. Patrzyłem i czekałem kiedy chłopi wezmę gości z Warszawy na widły i wyniosą poza granice wioski! Ks. Lemański chyba też się zorientował do czego wszystko zmierza i nagle się ulotnił. Za wygraną dała też delegacja. Wsiedli do (chyba) Fiata Punto i odjechali. Miałem nieodparte wrażenie, że oglądam kolejny odcinek serialu "Ranczo". Przysięgam. Tylko obsada była inna, ale wszyscy grali swoje role Oscarowo. Brakowało mi jedynie wójta, Michałowej i Amerykanki. Chociaż nie wykluczam, że gdyby jeszcze chwile się boksowali to i jakiś Czerepach oraz pani Lodzia by się ujawnili. Celowo odkładam na bok zasługi i poglądy głoszone przez księdza Lemańskiego i jego zżycie z parafią i ludźmi, ale muszę zadać kilka pytań. Fundamentalnych. Co on sobie myślał? Na co liczył? Wyobraził sobie, że wygra z biskupem? Myślał, że biskup nie wie co robi? Że biskup nie zna prawa wg. którego wydaje dekrety? Naprawdę brał pod uwagę, że proboszcz małej parafii wygra z wielowiekową, rozpędzoną machiną Kościoła Katolickiego? Ksiądz Lemański zapomniał jakiej organizacji jest pracownikiem? Każdy wie, że w Kościele nie ma miejsca na dyskusję, że polecenia góry wykonuje się bez mrugnięcia powieką. Taki jest Kościół i już. Czy to się komuś podoba czy nie. Ślubował posłuszeństwo biskupowi i wykonywanie nakazów biskupa jest jego pism obowiązkiem. Nie ma tam miejsca ani na demokrację, ani na dyskusję. Dzięki temu właśnie kościół przetrwał i umacniał się przez 2 tysiące lat. Gdyby każdy ksiądz robił co chce to wszystko zawaliłoby się dawno temu. I on ci biedni ludzie myśleli, że zamkną się w kościele i Hoser zapomni o tym co postanowił? Jeśli tak myślał, to znaczy, że jest bardzo naiwnym księdzem. Naraził instytucję w której pracuje i siebie samego na śmieszność. Przykro było patrzeć jak wyskakuje w drewnianą szabelką przeciw husarii Kurii. W drugiej części dnia albo z kimś porozmawiał, albo sprawę przemyślał i wydał oświadczenie. "W najbliższym czasie przekażę kierowanie parafią wyznaczonemu administratorowi. Wyprowadzę się z domu parafialnego i poza parafią będę czekał na prawomocne rozstrzygnięcie Stolicy Apostolskiej w tej sprawie" - napisał. I Bogu dzięki chciałoby się powiedzieć. 

Kościół powiela legendę o Dawidzie i Goliacie, ale nie mówi, że to było dawno temu i stanowiło raczej wyjątek potwierdzający regułę. Szkoda, że ks. Lemański o tym zapomniał i doprowadził do tego, że patrząc na poranne przedstawienie chwilami miało się wrażenie, że - nie wiedzieć czemu - gra na siebie. 

Nie, nie bronię Hosera. Ma mało o nim i jego przeszłości wiem. Dziwi mnie jedynie, że katolicki ksiądz próbował robić coś wbrew obowiązującej linii jego firmy i myślał, że udzie mu to płazem...

I to wypychanie auta z odjeżdżającymi z Jasienicy księżmi.Żal. Naprawdę.


piątek, 12 lipca 2013

Naga Agnieszka wstydzi się Jezusa?

Agnieszka Radwańska w magazynie "ESPN"

 

No i mamy dyskusję narodową nad rozbieranymi zdjęciami Agnieszki Radwańskiej. Jednak przyznaję, że zawahałem się pisząc słowo "rozbieranymi". Zgoda, tenisistka nie ma na sobie ubrania i troszkę ciała widać. Jak dla mnie naprawdę odrobinę. "Ostrzejszym" elementem tych fotografii jest pupa Isi. I co się stało? Prawicowi publicyści i katolickie organizacje wyszli ze sztandarami. "Nie jest już ambasadorką akcji Nie wstydzę się Jezusa" krzyczą nagłówki tekstów w internecie. Podobno upadła. Głos w "Faktach" TVN na ten temat zabrał oczywiście niezłomny Tomasz Terlikowski. 
 Nagość żony zarezerwowana jest dla męża, nagość męża zarezerwowana jest dla żony.

A jeszcze przed publikacją fotek jeden z księży ostro Radwańską na łamach portalu Fronda krytykował i przestrzegał ks. Drzewiecki:
Jeśli pani Agnieszka Radwańska spotka mężczyznę, który potrafi wiernie kochać i założy szczęśliwą rodzinę, wychowując dzieci w duchu katolickim, czyli zgodnie z Ewangelią miłości i błogosławionej czystości, to sesję zdjęciową, na którą się zdecydowała, będzie chyba chciała ukryć przed bliskimi 

 A! No i nasza ulubiona poseł (nie posłanka) Pawłowicz, która wie co by było gdyby była Radwańską. Wie i o tym mówi! 

 Ja na miejscu Radwańskiej bym się nie rozebrała. Bardzo się jej dziwię, przecież ma wszystko: osiągnęła wielki sukces, jest młoda, ładna, a takie zdjęcia odbierają jej tylko powagę. - mówi "Super Expressowi".


I Bogu dzięki pani poseł (nie posłanko), że nie bierze pani pod uwagę takiej możliwości!!!


 O co tyle krzyku? Nie widać tam ani piersi, ani innych intymnych części ciała Radwańskiej. Jest tyłek, ale tyle samo tego tyłka i nawet więcej piersi widzimy gdy gra. Wtedy dekolt koszulki bywa większy, a i spódniczka podwiewa znacznie mocniej. Nie są to foty ginekologiczne, ani nawet erotyczne.  A ona naprawdę fajnie na nich wygląda. Zdrowo, rześko, apetycznie. Po prostu ładnie. Nie jest też nie do poznania. Takie zdjęcie wyklucza kogoś z grona osób wierzących? 
 Roberta Lewandowski też nie wstydzi się Jezusa. Powszechnie wiadomo o jego przywiązaniu do katolickich wartości. I nikt go nie wyklucza z grona ambasadorów akcji gdy po meczu paraduje bez koszulki z NAGĄ klatą. Pokazuje tę część ciała, której u Radwańskiej nie widać. I co? I cisza. Chłopcom można więcej.

 


Warto dodać, że do tej corocznej sesji zapraszani są tylko bardzo znani sportowcy. Amerykański magazyn "ESPN" w ten sposób honoruje wybitnych zawodników. Wielu z nich marzy o takim zdjęciu, ale prawdopodobnie nigdy takie propozycji nie dostaną. Radwańska to chyba jeden z najbardziej znanych sportowców na świecie. Na głowę bije Justynę Kowalczyk i Adama Małysza. Ich sława sięga tylko Europy. I to nie całej. I tylko zimą :)  Robert Kubica chwile największej sławy ma już chyba za sobą. Nie może my się chociaż przez chwilę pocieszyć, że docenia się naszą rodaczkę? 


Gdyby ja tak wyglądał bez ubrania jak Lwey czy Radwańska to też dałbym sobie zrobić zdjęcia :) 

Bezdyskusyjnie :) 


sobota, 6 lipca 2013

Co to za pedał?


Dzielę się z Wami czymś, co ostatnio mnie absolutnie zachwyciło. Od dawna jestem pod wrażeniem talentu Cezika. Facet z lekką wadą wymowy i nieprzeciętną wyobraźnią muzyczną zwrócił moją uwagę wiele lat temu. Jeszcze wtedy, gdy występował z programie Szymona Majewskiego i śpiewał piosenki od tyłu. Potem okazało się, że to jest przede wszystkim (przynajmniej dla mnie) muzyk, multiinstrumentalista. Gość daje czadu! A piosenką "Co to za pedał?" tylko potwierdził swój geniusz. Nie tylko muzyczny. Okazało się, że facet potrafi napisać piosenkę na podstawie obelg, które na swój temat przeczytał w sieci, dopisał do tego muzykę, nakręcił klip i ma mega hita. W teledysku wykorzystał nicki i zdjęcia krytykantów:) Strzał w dziesiątkę. Chciałbym, żeby zagrozili mu pozwem, wtedy piosenka stałaby się jeszcze bardziej popularna. 

Mam też refleksję na temat internetu. To jest straszny śmietnik :( pożera czas i sprawia, że z ludzi wychodzi małostkowość lub chamstwo. Jadą po wszystkich i po wszystkim. Nie przebierają w słowach bo są anonimowi. Siedzą w tych swoich małych, ciemnych pokoikach, przed monitorami (skojarzenie z "Salą Samobójców" jest właściwe) i wylewają wiadra pomyj na osoby, które coś robią. Lepiej lub gorzej, ale robią. Śpiewają, tańczą, piszą... cokolwiek. Nie, nie jestem za tym, żeby w sieci pisać tylko peany na czyjąś cześć. Fora są również miejscami na krytykę, ale teksty, które zebrał Cezik to przecież nie jest krytyka.

No dobra, a teraz chwila prawdy. Zdarzyło się wam po czymś anonimowo pojechać w sieci? Jak bardzo? Odpowiadam. Mi tak... ale zawsze starałem się pisać o faktach i nie obrażać.

sobota, 29 czerwca 2013

Dlaczego nie zagłosuję na PO

Dziś będzie odrobinę politycznie. Tak mnie nastroiły płynące z telewizora przemówienia Tuska, Schetyny, Gowina i Kaczyńskiego. Patrzę na nich i tak strasznie im nie wierzę, tak bardzo, że aż mnie samemu jest przykro. Patrzę na nich i widzę jak strasznie mają mnie gdzieś. Mnie i nas wszystkich. patrzę na nich i widzę jak bardzo chodzi im o władzę dla władzy.I nawet nie chodzi tu tylko o PO czy PiS. Odnoszę wrażenie, że wszystkie partie polityczne zwykłego człowieka mają na ostatnim miejscu na liście. Skupię się dziś na PO, wszak to partia, która rządzi. Ba! Jej rządy w pierwszej kadencji nawet mi się podobały. O coś wtedy chodziło. A teraz? Premier (w sumie sympatyczny facet) jest jak strażak Sam, który zrobi wszystko za dwóch, a Sam to prawdziwy zuch. Biega jak kot z pęcherzem i gasi kolejne pożary w swojej partii. A jak się zajmuje partią, to nie ma czasu zajmować się państwem. Nikt się rozdwoi, nawet strażak Sam. Mam wrażenie, że polityce PO są ... jak panowie na włościach. Siedzą w tych swoich poselskich fotelach już 6 rok i myślą, że to się nigdy nie zmieni. Żyją w oderwaniu od rzeczywistości, normalnych ludzkich problemów. A bezrobocie szaleje. Schetyna mówi, że gdy obejmowali władze po raz pierwszy to pracy nie miało 17% Polaków, a teraz nie ma 13%. Ale dla mnie to za mało sympatyczny Panie Marszałku. Zwłaszcza, że wśród ludzi młodych bezrobocie jest wyższe. Obserwuję i widzę, że kto nie ma kogoś znajomego w PO lub PSL nie bardzo może liczyć na jakąś stabilną pracę. Szczególnie z dala od wielkich miast. Widzę jak się żyje ludziom wokół mnie. Widzę jak bardzo niepewni są (jesteśmy) jutra. Nie mają dzieci nie dlatego, że nie chcą. Boją się powiększać rodziny, bo ich śmieciowa umowa może być rozwiązania z dnia na dzień i bez podania powodu. Jesteśmy takim śmieciowym pokoleniem, które na starość nie dostanie emerytury i żeby żyć będzie musiało chodzić po śmietnikach. "Składka emerytalna" w naszym słowniku nie istnieje. Istnieją za to "koledzy królika". Wyjaśnię to na podstawie spółek skarbu państwa. LOT i TVP. Jak to możliwe, że z TVP wypłynęło w ubiegłym roku ponad 220 mln zł i nikt nie poniósł kary? Dlaczego tak się stało? Bo strata dotyczy ludzi związanych z PO. I nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. I LOT i TVP się zwijają. To nie jest normalne, by firmy z takim potencjałem, które jeszcze 5 lat temu były asami na rynku dziś na naszych oczach się wykrwawiają? Czasem mam odczucie, że to celowe działanie. Obniżyć wartość do minimum i sprzedać. Nie wiem czy jestem za odwołaniem HGW w funkcji prezydenta stolicy, chyba raczej nie. Do wyborów został rok, a przedterminowe wybory to straszne koszty. Jednak gdy już dojdzie do głosowania to nie wiem co zrobię. Widzę to jej otoczenie, taki dwór złożony z bananowej, którzy mogliby być bohaterami serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" (oczywiście nie o hitlerowcach, ten warszawski opowiadałby o tym kto pracuje w różnych urzędach czy przedsiębiorstwach państwowych) i szlag mnie trafia. Siedzą w tych pokoikach nie mając pojęcia o niczym, ale siedzą. Znają kogo trzeba. Większość bezrobotnych nie zna i siedzi w domu.  Nie potrafią nawet załatwić wizyty swojej szefowej w Łazienkach Królewskich. Jeden głupi telefon z ratusza mógłby pomóc uniknąć żenującej afery z opłatą za wejście.

A w ustawę o związkach partnerskich nigdy nie wierzyłem.Temat został podniesiony, ale już w chwili rozpoczynania dyskusji było wiadomo, że absolutnie nic z tego nie będzie. Traktuję to jak puszczenia oka do lewicowego elektoratu. Żeby przy okazji wyborów powiedzieć "no przecież próbowaliśmy, ale nastąpił opór materii wewnątrz PO" . Jednak nie wiem czy tym razem damy się nabrać. Ja raczej nie. No i mam wrażenie, że gdy przez Polskę przewijała się dyskusja co chłop z chłopem może to bezrobocie biło właśnie kolejne rekordy. Chyba zostaliśmy bezczelnie i klasycznie wykorzystani, by odwrócić odwagę od kłopotów rządzących...

Jednak, żeby nie było, ze czepiam się tylko PO. Nie mam na kogo zagłosować. Nie ma na rynku partii, w którą bym uwierzył. W błyszczących oczkach wszystkich polityków widzę bezbrzeżną pustkę i fałsz. Nie wiem co musieliby zrobić, żebym zmienił zdanie.

sobota, 1 czerwca 2013

Biologicznie poprawna - kurczę - orientacja - kurczę - Macieja "kurczę" Musiała

foto: 20m2 Łukasza/facebook.com


Oniemiałem. Maciej Musiał - "aktor" - tak bardzo chciał odsunąć od siebie plotki o rzekomo homoseksualnej orientacji, że w programie "20 m 2 Łukasza" wyznał, że dostaje maile ze zdjęciami roznegliżowanych facetów (co faktycznie uważam za głupie), a chwilę później zapewnił, że ma "poprawną orientację". Prowadzący - dobrze wiedząc, że mamy trzy, a wg. niektórych naukowców nawet cztery orientacje seksualne - zareagował natychmiast i zapytał co znaczy "poprawna"? Rezolutny nastolatek ochoczo odparł, że jego orientacja jest "biologicznie poprawna". Nie dość, że  - w mojej ocenie - przeszarżował, to jeszcze dołączył do grupy prawicowych polityków, którzy (w wersji lajt) chcieliby nas leczyć, albo (w wersji hard) eksterminować. Obraził gejów i biseksualistów, zarzucił na niepoprawność. To, że chłopiec ma prawicowe poglądy to jego sprawa. Każdy jakieś ma, ale pan Musiał dał przy okazji dowód swojej kompletnej ignorancji. Nie wiem czy on już ma maturę czy nie, ale zakładam, że ma w szkole biologię. A już mnie (w latach '90) uczyli o 3 równorzędnych orientacjach. Widać konserwatywne wychowanie i rekolekcje zafundowane mu przez rodziców wzięły górę nad oficjalną naukową wiedzą, rozpowszechnianą także w szkołach. Nic tylko wyższość prawa boskiego na ziemskim. Taką tezę wygłosił ostatnio kard. Dziwisz. Maciej Musiał ma - moim zdaniem - zadatki na homofoba. Szkoda, bo jako młody i popularny chłopak mógłby przysłużyć się szerzeniu idei tolerancji. W Polsce to jeszcze rzadkość, mężczyźni - w obawie przed posądzeniem o bycie homo - faktycznie często boją się wspierać mniejszości, ale na zachodzie czy w Stanach to zjawisko powszechne. Brad Pitt, Tom Hanks, Jason Lewis, Justin Timberlake, Ben Affleck i wielu innych ma w nosie co pomyślą o nich ludzie.

Może następnym razem, zanim palnie taką głupotę, poprosi o poradę jakichś speców od PR-u. Bo to, że nie jest się gejem można powiedzieć na milion sposób. Można było powiedzieć, że pozdrawia się gejów, ale "sorry, nic z tego, bo woli laski." albo, że "owłosione torsy to nic z porównaniu z kształtnymi piersiami kobiet". Można było nawet powiedzieć, że fakt iż podoba się facetom traktuje jako komplement, ale nie skorzysta, bo jest zupełnie hetero. Tak po prostu. Musiał zdecydowanie wybrał jeden z gorszych wariantów. I tym sposobem, prawdopodobnie, zamknął sobie drogę do przedsięwzięć filmowych czy telewizyjnych realizowanych przez lub dla gejów. Poglądy ma się takie, jakie się ma, ale sztuką jest sprzedać je w taki sposób, by nikogo nie urazić. Pan Musiał musi się jeszcze dużo uczyć, ale jest młody, więc może wyciągnie odpowiednie wnioski.

Także takie, że nie można co chwila mówić "kurczę". Bo od teraz jest dla mnie Maciejem "kurczę z poprawną kurczę biologicznie kurczę orientacją" Musiałem. W skrócie "kurczę".

poniedziałek, 27 maja 2013

Poseł (nie posłaka) Pawłowicz się boi?


"Znajdę tylko okazję to cię k... zabije, homofobie p... a biuro wiem gdzie masz dz... i twoje dni są policzone szmato"



Maila takiej treści miała dostać pani poseł (nie posłanka) Pawłowicz, a zupełnie przypadkiem do jego treści dotarł pewien prawicowy portal. A pani poseł (nie posłanka) natychmiast ogłosiła, że to  "nagonki, jaka spotkała ją za jej poglądy polityczne". No to teraz już pani poseł (nie posłanka) wie jak się czułem w 2011 roku kiedy to - tuż po wydaniu "Geja w wielkim mieście" - przez niemal dwa tygodnie czytałem, że "znajdą moją pedalską skórę płynącą w prądem Wisły" i "że rozjebią mi ryja w ciemnej uliczce". Tyle, że ja nie prowokowałem, nie obrażałem, nie lżyłem, nie wyśmiewałem się, nie kpiłem. Ja tylko napisałem książkę. O ludziach, o życiu, o problemach. I tylko ten "gej" w tytule tak strasznie raził nadawców maili do mnie. Książki pewnie nawet nie przekartkowali, bo gdyby to zrobili wiedzieliby, że nie jest historia ani obrazoburcza, ani wulgarna. Nie, żebym pochwalał pisanie maili z groźbami. To podłe, ale po tym, co czytałem pod swoim adresem treść wiadomości do pani poseł (nie posłanki) nie robi na mnie większego wrażenia. Pani poseł musiała (a przynajmniej tak mi się wydaje) wiedzieć, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę i wśród całych zastępów ludzi, których ostatnio obraziła musiał znaleźć się ktoś, komu puściły nerwy, kto nie wytrzymał.

I co? Teraz pani poseł (nie posłanka) poczuje się zagrożona i wystąpi o ochronę do BOR-u? Zapewne ją otrzyma i oby włos jej z głowy nie spadł, ale co mamy zrobić my? Zwykli geje. W biurach, na ulicach, w metrze, w domach? Niektórzy z nas mają to na co dzień droga pani! Zbliża się Parada Równości. Tam regularnie uczestnicy są wyzywani i obrzucani nie tylko stekiem pomyj, ale też kamieniami i płytami chodnikowymi. Do kogo mamy wystąpić o ochronę droga pani poseł (nie posłanko)?

Może następnym razem zanim pani poseł (nie posłanka) coś powie to najpierw pomyśli. Wtedy przykre maile zapewne się skończą.

środa, 22 maja 2013

Pawłowiczowa nie odbierze mi godności. Nigdy.



Naprawdę chciałbym, żeby coś tam było...



Jak zwykle o poranku włączyłem dziś TVN24. Trafiłem akurat na moment, gdy Kuźniar zapowiadał rozmowę z poseł (nie posłanką) Pawłowicz. Szkoda czasu, wskoczę akurat pod prysznic - pomyślałem. I ruszyłem do łazienki. Nie zdążyłem odkręcić wody, gdy usłyszałem trajkotanie tej pani. Byłem jednak twardy i konsekwentnie chciałem kontynuować poranną toaletę. Nagle usłyszałem coś o dziwkach, pederastach i transwestytach. O sukach i szmatach. Przypominam, że było przed 9 rano. Przed telewizorami mogły z pewnością siedzieć dzieci kończące śniadanie. Na mnie czekały 2 jajka na miękko. Dałem za wygraną, wyszedłem spod prysznica, włożyłem szlafrok i zaległem na kanapie. W ciągu jednej sekundy straciłem apetyt. W kontekście ostatniego Marszu Szmat (gratuluję komuś z tytułem profesora rozumienia przenośni) w Warszawie dowiedziałem się, że posłanka Grodzka też jest szmatą, że Kuźniar powinien iść na studia, że ulica nie należy do kurew i alfonsów, i że niektóre z tych pań powinny naprawdę krytycznie spojrzeć do lusterka i rzeczywiście włożyć staniki, a nie epatować młodych ludzi, a właściwie straszyć facetów tymi piersiami.

Kuźniar był bezradny. Nie z braku pomysłu na ripostę. On po prostu miał wypisane na twarz hasło "Boże, widzisz i nie grzmisz!".

Nie chcę, żeby taka osoba otrzymywała poselskie uposażenie z moich podatków. Przecież to są pedalskie pieniądze, sama powinna się zrzec polskiej diety, na którą składamy się przecież wszyscy. Gardzi mną, ale moimi pieniędzmi już nie? I jeśli kąsa rękę, która ją karmi, jeśli nią gardzi to powinna sama sobie zapracować na życie, a nie ciągnąć z mojej kieszeni. Nie ma na to mojej zgody.

Ileż jadu, ileż złości, ileż nienawiści jest w kobiecie, która uważa się za osobę wierzącą. Ta pani aż kipi żółcią, kiedyś sama sobie zrobi krzywdę z tej goryczy. I dla jej własnego dobra powinni się nią zająć psychiatrzy. Ale nie tylko. Powinna się jej przyjrzeć prokuratura. Każdy publiczny występ tej pani kończy się obrażaniem pewnych grup społeczeństwa. i nie są to szczeknięcia w stylu "jesteś głupia". To są obelgi. Nikczemne, niskie, wulgarne wynurzenia, którym nie dostrajają nawet do pięt pyskówki pijaczków spod budki z piwem. Czemu pani poseł jest bezkarna? Czemu nikt nie może i nie chce wszcząć przeciw pani posłe postępowania  z urzędu? Czemu taka osoba jest i może być parlamentarzystą?

Zamiarem pani poseł Pawłowicz jest prawdopodobnie odbieranie godności ludziom, na których pluje. Niestety, całkiem przypadkiem, odbiera godność sama sobie. Bo moja godność osobista trzyma się nieźle i jedyne co jest mi w stanie odebrać to apetyt. Czego dziś rano dokonała.

Dowód przestępstwa poniżej:

http://www.tvn24.pl/ulica-nie-nalezy-do-dziw-ku-alfonsow-i-tak-dalej-te-baby-po-prostu-szmaty,327478,s.html

sobota, 11 maja 2013

Homoseksuazlim da się wyleczyć?

Z wielką ciekawością przeczytałem na portalu gazeta.pl artykuł o Johnie Paluku. Zwłaszcza, że znałem tę postać wcześniej. Zastanawiałem się jak można głosić takie herezje z jakimi mieliśmy do czynienia z jego przypadku. Gej, który twierdzi, że został uleczony. Uleczony z czegoś, co nie jest chorobą!!! Dziś przyznaje wreszcie, że to jedno wielkie szambo.

 Jednym z zasadniczych jej wątków jest właśnie kwestia leczenia z - jak to nazywają leczący - niechcianych skłonności homoseksualnych. Gdy jakiś czas temu usłyszałem o terapii reparatywnej myślałem, że to jakiś żart. Notabene bardzo kiepski. Jednak kiedy poznałem historię mojego przyjaciela, który przez lata się "leczył". Postanowiłem nie tylko udać się na taką terapię, ale i to opisać. O tym także jest książka "Chyba strzelę focha!".

Trafiają tam najczęściej faceci z konserwatywnych rodzin. W dzieciństwie byli ministrantami, chodzili na pielgrzymki, a rodzice szykowali dla nich jedną z dwóch dróg. Pierwsza to seminarium, druga to ojciec rodziny. Licznej, wzorowej, idealnej. I gdy pewnej dnia zdobywali się na odwagę, by wyjawić swoje homoseksualne skłonności rodzina wpadała w popłoch. Modląc się o syna wysyłali go na terapię. A tam chłopak dowiadywał się, że jest dla niego nadzieja. Musi tylko bardzo chcieć i zaufać Bogu. Na szeregu spotkań (raz w tygodniu, trochę jak spotkania AA) i na równoległych wizytach u psychologa (indywidualnych) odbywało się leczenie. By do niej przystąpić należało zerwać wszelkie znajomości kojarzące się lub też mogące ułatwić kontakty z gejami. Po drugie regularna spowiedź (z tym nie było problemem, chłopcy są wierzący i praktykujący). Osoba prowadząca sugeruje też odłączenie internetu - bo jest tam pełno pornografii, która niweczy skutki terapii). Na terapii nie wolno mówić o swoich wątpliwościach co do możliwości wyleczenia czy też o upadkach (czyli nieczystych myślach, bo ewentualne kontakty homoseksualne były surowo zabronione. Nie do pomyślenia). Z bycia gejem ma też leczyć wspólne uprawianie sportu. Coś jak zagrasz w piłkę, przestaniesz być gejem. No i kontakty z ojcem. Najlepiej wykupić sobie z tatusiem darmowe minuty i nadrabiać stracony czas. Chodzić z tatusiem na ryby, na piwo i na rower. Nikt nie pytał o dotychczasowe kontakty z ojcem, o krzywdę jaką ojcowe przez lata wyrządzali swoim dorosłym już synom. Przekaz był prosty - trzeba za wszelką cenę związać pękniętą nić. Przecież to takie proste!  Im się wydaje, że da się nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego i pokochać ojca, który nigdy syna-geja nie kochał, który synem-gejem gardził.

Najbardziej perfidne jest w tym wszystkim wykorzystywanie wiary w Boga. Wszystko poszyte jest słowami "Bóg tak chce". Wiara to przecież najbardziej intymna rzecz. Nie można łamać człowieka! Nie można wykorzystywać do tego autorytetu Boga. Bo Bóg (jeśli jest) to łapie się za głowę, gdy na to patrzy.

 Jestem pewien, że osoby wierzące faktycznie mogą mieć problem ze swoim homoseksualizmem, ale na pewno nie da się im pomóc wmawiając, że to się da wyleczyć. Że wystarczy do tego wiara i silna wola. Nie wystarczy! Tego nie się da leczyć. Pomoc takim ludziom powinna polegać na przejściu przez życie zgodnie z zasadami jakie wyznają, a nie na łamaniu i brutalnym gwałcie na ich seksualności. Nie na obiecywaniu wyleczenia czegoś, co nie jest chorobą! Nie na ciągłym straszeniu konsekwencjami, wiecznym potępieniem. To jest oszustwo, hochsztaplerka, mamienie oczu.
Zauważyłem także, że te terapie prowadzą do dwóch rzeczy. Do załamań nerwowych (bo mimo wiary homoseksualizm nie przechodzi, ludzie czują się słabi i beznadziejni ich życie wydaje się im pozbawione sensu, brudne, niegodne) i prób samobójczych oraz do całkowitego odwracania osób opuszczających takie grupy się od Kościoła. Stają się wiecznymi antyklerykałami. Osoby powołując się na autorytet Boga same do Boga zrażają. 
Bardzo bym chciał, by ktoś wziął się za osoby "leczące" gejów. Bo, moim zdaniem, jest to łamanie prawa i żerowanie na ludzkiej słabości.

A do wszystkich, którzy twierdzą, że orientację da się zmienić. mam pytanie. Czy z was, heteroseksualistów, także mogę zrobić gejów i lesbijki? No przecież chcieć to móc... 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Skąd ksiądz wie tyle o gejach?


Umarłem, na oko. Na księdza Oko, który napisał książkę „Bóg kocha homoseksualistów”. Bóg pewnie kocha, ale ks. Oko dosłownie kipi nienawiścią i karmi siebie oraz społeczeństwo stereotypami. O znaku równości między gejem, a pedofilem już pisałem i nie będę do tego wracał. Jeśli ktoś (jak ks. Oko) ma zaimpregnowany umysł to choćby napisał 100 postów na ten temat to i tak niczego nie zmienię. Chciałbym za to przeczytać badania wedle których wynika, że 400 na 1000 pedofilów to geje. Przy okazji księży-pedofilów te proporcje to 1 na 1000. Ksiądz powiedział, że ma takie dane, ale ich nie pokazał, nie powiedział też kto je wykonał, kiedy, ani gdzie. I to wszystko ma służyć obaleniu mitu, że pedofile to księża. Potem mówił tez o tym, że geje grożą innym, nietolerancyjnym odebraniem życia. Którzy geje? Gdzie są ci geje? Jeśli są to groźby karalne należy to zgłosić do prokuratury proszę księdza, a nie pleść o tym na  Targach Wydawców Katolickich. Wreszcie ks. Oko porównał nas do bolszewików i hitlerowców. Obie te grupy również były niegdyś w mniejszości, a jednak później przejęli władze i wyrządzili światu wielką krzywdę. Ks. dr hab. Dariusz Oko sugeruje, że przyzwolenie na homoseksualizm może zakończyć się więc podobnie. – czytam w portalu polityce.pl i wszystko mi opada. Zastanawiam się co jest w głowie ks. Oko, że wygaduje takie dyrdymały? Co mu kiełkuje pod czaszką? Wyobraźnię ma nieprawdopodobną! I nieprawdopodobnie chorą przy okazji. Z pewnością widzi w niedalekiej przyszłości oddziały gejów maszerujące ulicami Warszawy i zakutych w kajdany, gwałconych przez gejowskie bojówki heteroseksualnych mężczyzn. Może wykorzystałby ksiądz te zasoby fantazji do napisania jakiejś książki s-f? Na pewno się sprzeda i wpadnie księdzu do kieszeni parę groszy. A może nawet ktoś zechce na jej podstawie nakręcić wysokobudżetowego, gejowskiego pornosa? 

Nie ma to jak ocenić innych swoją miarą, prawda księże Oko? Idźmy wszyscy do Częstochowy. Tylko uwaga na rodzące się 9 miesięcy później dzieci, które nie wiedzieć czemu nie mają ojców. No i oczywiście nie ma księży gejów, którzy w zaciszu plebanii, albo po ustronnych hotelach nawiązują bliskie znajomości z innymi facetami. I oczywiście tylko przypadkiem leżą razem w łóżku. Naturalnie tylko po to, żeby nie brudzić drugiego kompletu pościeli bądź zaoszczędzić na hotelu. Najlepsze zostawiłem na koniec. Geje są seksnarkomanami i mają 12 partnerów rocznie. – grzmi ksiądz Oko. A jeśli gej jest w związku to ma tylko ośmiu kochanków. Skąd ta wiedza proszę księdza? Kto robił te badania? I czy dane dotyczą też księży gejów? Tak szczegółowej o własnym środowisku to nawet ja nie mam!!! Gdzie ksiądz bywa? Z kim się ksiądz zadaje? A tak gwoli ścisłości, to moja sprawa ilu mam partnerów i co z nimi robię. Jestem dużym, wolnym chłopcem!

Ciekawe jest to, że prawicowe środowisko ma tak dokładną wiedzę na temat życia i zwyczajów gejów. Terlikowski jest specem od homoseksualnego seksu, Pawłowicz od jakości i jałowości pożycia, a ksiądz Oko na te wszystkie tematy razem wzięte.

środa, 10 kwietnia 2013

Dlaczego nie pójdę dziś na Krakowskie Przedmieście?

Dotarcie na warszawskie Krakowskie Przedmieście, pod Pałac Prezydencki zajmuje mi zwykle koło 12 minut. Wsiadam w 116, chwila jazdy i jestem na miejscu. Dziś jest tam tłoczono, wiem to z relacji telewizyjnych bo sam się tam nie wybieram. Dokładnie pamiętam 10 kwietnia 2010 roku, to była sobota. Leniwie otworzyłem oczy i tłukłem się po łóżku zerkając na Kuźniara w tvn24. To było tuż po świętach, padał deszcz. Było zimno, może nawet tak zimno jak dziś. Z tym, ze wtedy na pewno nie było śniegu. Nagle ludzie w tle, pod monitorami w tvn24 zaczęli szybko biegać. I to wzmocniło moją uwagę. Przełączyłem na TVP Info, siedział Siezieniewski z gośćmi i mówił coś o awarii samolotu lecącego do Smoleńska. Przecież ten samolot się ciągle psuje, raz nawet zapalił się silnik - pomyślałem. Jednak także w TVP ludzie biegali jak w ukropie. Byłem pewien, że coś się stało. Zostałem już na TVP i niedługo potem usłyszałem to, co wszyscy. Zaczęły się telefony do i od znajomych. Ubierałem się w biegu, w między czasie piłem kawę i jadłem parówki. Pojechałem do pracy, mimo wolnego dnia. W okolicach południa wylądowałem przed Pałacem Prezydenckim i autentycznie popłynęły mi łzy. 96 osób zginęło w jednej chwili. Szok. Wielu z nich znałem przecież osobiście. Patrzyłem na przychodzących tam ludzi, na twarzy mieli to samo co ja w sercu. Smutek. Nie było natomiast podziałów. Nikt nie pytał nikogo na kogo głosował, kogo popiera. Polacy byli jednością. Zaimponował mi nasz naród. Byłem dumny, że chociaż raz potrafimy iść razem. W ciągu kolejnych dni na Krakowskim byłem jeszcze dwa lub trzy razy. Ostatni raz wtedy, gdy stanął tam słynny biały namiot, a politycy (wszystkich opcji) zapragnęli zbić na tej tragedii polityczny kapitał. A rozmodleni "prawdziwi Polacy" gotowi byli zlinczować nielubianych przez siebie dziennikarzy.  Nie pamiętam czy byłem tam rok temu. Chyba nie. Nie będzie mnie także i dziś. Czemu? Nie tylko dlatego, że chcę uniknąć pojawiania się w towarzystwie ... powiedzmy kontrowersyjnym. Rozumiem żal, gorycz, smutek, opieszałość w wyjaśnianiu tego, co się wydarzyło. Ale do cholery!!! Czemu w polskiej rodzinie zawsze jest tak, że kłócimy się na cmentarzu, albo na weselu? Pewnie wielu z nas było świadkami, albo i uczestnikami, rodzinnych awantur w czasie i miejscu co najmniej niestosownym. Często właśnie nad grobem innego bliskiego, którego przyszli pożegnać. Naprawdę nie można pokłócić się dzień wcześniej  lub dzień później? Trzeba z tą swoja awanturą wejść w sam środek czegoś, czemu należy się chwila ciszy? Zapalczywość i agresywna postawa osób stojących właśnie przed Pałacem Prezydenckim sprawia, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Ulewa mi się na sam ich widok, a jeszcze bardziej gdy czytam hasła, które niosą na sztandarach. Są wierzący? To niech uklękną i modlą się w ciszy, a nie w takim dniu urządzają sobie polityczny wiec. Pomijam już kwestię miejsca, w którym się spotykają. Bo idąc ich tokiem myślenia w rocznicę śmierci mojej babci powinienem chodzić pod restaurację, w której pracowała, a nie na jej grób na cmentarzu. Jeśli tak wygląd okazywanie szacunku i pamięci zmarłym to dziękuję. Ja okażę to w inny, mniej "spektakularny" sposób. I w samotności.

sobota, 6 kwietnia 2013

Chuj to chuj czy nie chuj?

No i wybrali ch**a, który donosił wojskowym na lewicujących księży. - Ewa Wójciak, dyrektorka  Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu o wyborze papieża.


Byłem naprawdę zdziwiony, gdy przeczytałem komentarz Pani Dyrektor Wójciak do wyników konklawe. Kwestią absolutnie drugorzędną jest to czy jestem wierzący czy nie. W moim przekonaniu Chuj to chuj i chujem będzie. I nikt mi nie wmówi, że to normalne określenie. Sama Dyrektorka dobrze o tym wie. To jest inwektywa, zgadzam się i nie mam zamiaru o tym dyskutować. Ja się nie wypieram, tego nie kryję i nie chcę się z tego wycofać. Tak myślę o tym panu i podtrzymuję swoją opinię. (...) Nie mam poczucia, że kogoś obraziłam - powiedziała Wójciak  telewizji WTK. Mimo to nad słowami rozpoczęła się dyskusja. Głos zabierali politycy, artyści i inne osoby publiczne. Palikot i Gretkowska mówili, że to słowa to forma artystycznego przekazu. Jakiego przekazu pytam? Czy gdy Pawłowicz mówiła o Grodzkiej, że jest mężczyzną o twarzy boksera to też była forma artystycznego przekazu?Jego podkreślenie? Moim skromnym zdaniem między jednym i drugim sformułowaniem można postawić znak równości. Jedno i drugie jest obelgą i nie ma w tym nic artystycznego. Jak nas obrażają to jest wielkie larum, ale jak my obrażamy to jest to sztuka, w której CHUJ jest wyśmienitym środkiem ekspresji? Są w naszym kraju jakieś ogólnie przyjęte ramy, każdy z nas również ma swój kodeks postępowania. W i moim nazywanie kogoś CHUJEM się nie mieści. Nie, że nigdy tak nikogo nie nazwałem. Jasne, że tak! Wczoraj myślałem o tym przez 40 minut na widok jednego z facetów, z którym muszę pracować. Z tym wtedy miała to być i była obelga. Skoro dla Palikota to nic takiego to może zacznijmy nazywać go CHUJEM? Janusz CHUJ Palikot. Manuela CHUJOZA Gretkowska. Fajnie jest? To taki mój artystyczny zabieg. Jestem artystą, piszę przecież książki. Wulgaryzmy są wulgaryzmami i tak należy je traktować. bez względu na to z czyich ust płyną. 

wtorek, 26 marca 2013

Głupota kosztuje Panie Wałęsa!




"Straciłem już 70 tysięcy dolarów. Obliczę moje straty i wystawię rachunek. Pokażę światu, jak mniejszość seksualna prześladuje większość"
Lech Wałęsa w RMF FM


Dziwi mnie zdziwienie Lecha Wałęsa. Wszak nie od dziś wiadomo, że głupota kosztuje. W tym konkretnym przypadku kosztują głupie wypowiedzi. I słowo głupie jest jednym z delikatniejszych, których w kontekście Pana Wałęsy można użyć. Czego Pan Wałęsa się spodziewał? Że nad skandaliczną, zatrważającą i nie dającą się logicznie wyjaśnić wypowiedzią świat przejdzie do porządku dziennego? Że jego zaściankowość i nieukrywana homofobia spotka się z poparciem? Że znów będzie tak, że coś chlapnie, a wszyscy będą udawać, że nic się nie stało? Bo to przecież Lech Wałęsa, ten sam, który obalił komunizm i wciąż ma Matkę Boską w klapie. Wedle mojej wiedzy Kościół Katolicki kieruje się zasadą miłosierdzia i tolerancji. Wyciągam za ten wniosek, że Lech Wałęsa (i kilku innych polityków prawicy oraz hierarchów Kościoła)  - wypowiadając słynne słowa o tym gdzie jest miejsce homoseksualnych posłów - ma gdzieś katolickie wartości. Co więcej! Ociera się o klimaty faszystowskie. Tak, tak. Mocne, ale prawdziwe. Bo któż jak nie naziści tworzyli getta? Powie ktoś, że nie dla gejów, a dla Żydów. Osobiście nie widzę większej różnicy. Wyznaczanie komuś miejsca za murem kojarzy mi się jednoznacznie. Zastanawiam się też komu Lech Wałęsa chce wystawić ten rachunek. Gejom? Jeśli tak to będziemy musieli zrobić jakąś zrzutkę? No i ciekawe czy ten rachunek przyniesie za mur osobiście czy też wyśle jakiegoś posłańca?

Panie Lechu, nie będzie się Pan brzydził pedalskimi pieniędzmi?
Może wreszcie realne widmo utraty kasy nauczy Pana szacunku do ludzi. Nawet tych o odmiennym podejściu do życia.

PS. A czy przypadkiem nie jest mi Pan winien 100 milionów? 


środa, 27 lutego 2013

Jak się pisze książkę

Ktoś mi niedawno powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby mógł tak po prostu usiąść przy biurku i napisać książkę. Uzmysłowiłem sobie wówczas, że to wcale nie jest tak, że po prostu się siada i pisze. to jest naprawdę ciężka praca. Najpierw miesiącami nosi się pomysł w głowie. Historia nie daje spać, a czasem budzi ze snu. Bohaterowie towarzyszą autorowi na każdym kroku. W domu, w pracy, pod prysznicem, w piwnicy. Rozmawiają ze sobą, kłócą się ze sobą, są jak kłopotliwi współlokatorzy, którzy zajmują coraz to większe połacie mieszkania autora. Wcale się z nim nie liczą. Robią co chcą i nie ma sposobu, by się ich pozbyć. Człowiek myśli, że pozbędzie się ich robiąc notatki. Śpi więc z notesem przy łóżku i zrywa się w nocy zapisując co ciekawsze fragmenty ich rozmów. Nic z tego. Stworzona w głowie historia nie umiera nawet wtedy, gdy zaczyna się pisać. Można nawet powiedzieć, że sytuacja tylko się pogarsza bo bohaterowie zaczynają się buntować. Scenariusz im nie odpowiada! Chcą wyrzucenia całych stron, zmiany biegu wydarzeń. Twierdzą, że coś co się napisało "nie miało prawa się wydarzyć!", "jest miałkie", "wtórne", "wydumane". A biedy autor albo walczy, albo poprawia. I gdzieś w połowie ma ochotę to wszystko rzucić. Czuje,że nie da rady napisać już ani jednego słowa, a co dopiero całej strony. I zaczyna panikować. Dzwoni do wydawcy i mówi, że się poddaje, ze to koniec. A przecież teoretycznie miał wymyśloną całą historię, od początku do końca. W najdrobniejszych szczegółach. Autor wpada w furię, bohaterowie jego książki milkną, po raz pierwszy od samego początku zwracają na niego uwagę. Autor zaczyna rzucać przedmiotami, bohaterowie chowają się po zakamarkach. Milkną. cisza trwa kilkanaście dni, autor odpoczywa. A potem z poczucia obowiązku znów otwiera plik z napisanym dotychczas tekstem. Jak małe, uczące się chodzić, dziecko niepewnie uderza w klawiaturę komputera. Szybko przypomina sobie jak to się robi. po kilkunastu minutach rozpędza się i mknie przed siebie łamiąc wszystkie przepisy.  Korzysta z okazji, że wokół jest cisza. Jego postacie rozpierzchły się gdzieś i nikt im nie doniósł, że coś ważnego dzieje się pod ich nieobecność. Po pewnym czasie wracają, ale już nie krzyczą. Siadają wokół biurka i wpatrują się w ekran komputera. Czasem któraś się skrzywi, chrząknie lub rzuci karcące spojrzenie, ale nie mają odwagi zaatakować. Autorowi rośnie jednak nowy wróg. Objętość. Wie, że musi kończyć, a chciałby opisać jeszcze to i tamto. Odkrywa w swoich notatkach setki ważnych kwestii, o których nie sposób nie wspomnień. A czas mija. Wydawca czeka na gotowy tekst bo zaplanował już premierę. I nawet gdy postawi się już ostatnią kropkę to wcale nie oznacza to końca wielomiesięcznej batalii. Do ostatniej sekundy przed oddaniem do składu chce się coś poprawić, ulepszyć, dopisać. Wtedy do akcji wkracza redaktor książki, albo redaktorka. Bije po łapach przy każdej okazji, gdy chcą ingerować w już poprawiony tekst. To jest już etap, gdzie się czyta, czyta i czyta oraz poprawia czające się literówki. Czyta się tak intensywnie, że niektóre fragmenty tekstu zaczyna się recytować z pamięci. Własna książka staje się persona non grata. I kiedy wreszcie przychodzi dzień, gdy do drzwi puka kurier z paczką od wydawcy, w której są pachnące farbą drukarską egzemplarze najnowszego dzieła autor czuje się jakby został przemielony przez maszynkę do mięsa. Sięga do pudła, wyjmuje swoją najnowszą książkę i myśli: jak ja cię cholero nie cierpię! Złość mija w momencie, gdy widzi ją na półce w księgarni. A o wszelkich niesnaskach zapomina się zupełnie w chwili, gdy zaczynają przychodzić miłe maile od Czytelników. I jest to czas, gdy po głowie autora zaczyna chodzić już zupełnie inna historia :)

środa, 6 lutego 2013

"Cioty" są wszędzie




Obejrzałem wczoraj film "J.Edgar", niesamowitą historię o założycielu i pierwszym szefie FBI - geju. Przez 40 lat w pracy (i nieformalnie) poza nią towarzyszył mu Clyde Tolson. Nie wiem jak było w życiu, ale w filmie zostało to pokazane w ten sposób, że panowie nigdy nie nazwali uczucia jakim się darzyli, nigdy razem nie zamieszkali. Oficjancie byli szefem i zastępcą szefa FBI, sytuację utrudniła matka Hovera, była pierwszej wody homofobką. W filmie tylko raz się całowali, kilka razy jeden kładł rękę na dłoni drugiego. Były też jakieś wyznania, ale bardzo na okrągło. Podejrzewam, że gdy byli sami otwarcie mówili o swoich emocjach, ale bardzo Hover bardzo bał się wypłynięcia tych plotek. Do tego stopnia, że szantażował ludzi, którzy mogli chcieć ujawnić posiadanie informacje. Wszak archiwa i teczki FBI były pełne najróżniejszych informacji i najróżniejszych osobach. Niepodważalny jest natomiast fakt, że po jego śmierci flagę USA z trumny Hovera przyjął nie kto inny jak Tolson, a robi to zwykle ktoś osoba najbliższa zmarłem. Mąż, żona, matka, ojciec, dzieci... partner. Ich groby stoją z resztą obok siebie. O gorącym uczuciu łączącym panów na pewno wiedziała jedynie sekretarka Hovera, która po jego śmierci dopilnowała, by żadne drażliwe informacje na temat jej szefa nigdy nie ujrzały światła dziennego. Zniszczyła wszystkie dokumenty.

Gdy film się skończył pomyślałem, że Hover był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Kochał, ale nie mógł ogłosić tego światu. Jego miłość nie była godna szefa FBI. Hover zmarł w 1972, świat bardzo się przez te lata zmienił. Całkowitej zmianie uległa też mentalność ludzi. I tu dochodzę do smutnego wniosku. Czy aby na pewno tak wiele się zmieniło. Czy zmiany objęły też Polskę? Niemiecki minister spraw zagranicznych jest zdeklarowanym gejem, ze swoim partnerem pokazuje się na oficjalnych spotkaniach. Lesbijką jest  Johanna Siguroardottir, premier Islandii. Gejem jest tez prezydent Sycylii - Rosario Crocetta czy premier Belgii Elio Di Rupo. A my mamy Roberta Biedrnia i Annę Grodzą, którzy każdego dnia na nową muszą udowadniać, że nie są wielbłądami. Chociaż przy tym, co przechodzi Grodzka Biedroń ma życie jak Madrycie. Wyobrażacie sobie, że nagle okazuje się, że któryś z ministrów jest gejem? Historia zna takie przypadki. I to wcale nie w lewicowych rządach. w Sejmie jest 460 posłów. Według statystyk ok 20 osób to osoby homoseksualne. I siedzą cicho. Pytanie czy tylko w Sejmie czy też w życiu? Jeśli tylko w Sejmie, ich miejscu pracy to wybaczam. Do roboty przychodzi się pracować i nic nikomu do tego jaka się ma orientację. Jednak jeśli w życiu, jeśli udają wśród przyjaciół to mają naprawdę smutne życie... Oby nie skończyli jak były szef FBI. Smutni, pełni żalu i niespełnieni. A my, cioty, jesteśmy wszędzie. Więc uważajcie jakie dowcipy opowiadacie i jakie stereotypy powtarzacie.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Moda na bycie homo

Dzisiaj jest po prostu moda na homoseksualizm. Rozmawiam z młodymi ludźmi i niektóre kobiety mają problem ze znalezieniem partnera, bo większość potencjalnych kandydatów nawet jak nie jest gejami, to udaje gejów.

Powiedział poseł PO Antoni Mężydło "Gazecie Wyborczej". A ja zbaraniałem. Tak mnie zamurowało, że przez kilkanaście minut zastanawiałem się gdzie bywa pan poseł i z kim się zadaje, że zna takie przypadki? Znam wielu gejów, ale zacząłem się niedawno zastanawiać ilu z nich to farbowane lisy? Ilu udaje geja?! I czy można to jakoś rozpoznać? Przyszła mi też do głowy myśl, żeby poudawać heteryka. Czy też w dni parzyste być homo, nieparzyste hetero, a w niedzielę bi. Niestety nie mam talentu aktorskiego  :( O ile z chodzeniem za rękę nie byłoby problemu o tyle już sam na sam, w pościeli (albo gdzie kto woli) było słabo. Chciałbym bardzo poznać tych, którzy udają gejów i zapytać ich na ile sobie w tym udawaniu pozwalają? Czy granica jest na buzi-buzi? Czy może dalej? A może wcale sobie na kontakt fizyczny nie pozwalają? Tylko rozpowiadają, że są gejami? Znane są przecież przypadki, że geje twierdzą, że są hetero. Nawet fotografują się z kobietami. Skoro tak się da,  to pewnie idzie to też zrobić i w drugą stronę. Tylko po co? Ja się pytam po co? Orientacja to naprawdę nie koszula w kratkę modna w danym sezonie. I nie da się jej zmienić wraz z nadejściem wiosny. Po co wreszcie udawać członka najbardziej znienawidzonej mniejszości w Polsce. Nasz naród jest drugim (po Rosji) najbardziej homofonicznym narodem w Europie. Więc ci, którzy (przynajmniej wg. posła Mężydły) udają gejów są też niezłymi masochistami. Bo znam wielu gejów, dla których orientacja jest prawdziwym dramatem. Nie sa przez to tolerowani w domu, w małomiasteczkowym środowisku, w szkole. Nigdzie. I oddaliby królestwo za to, żeby być hetero. Ale się nie da... Panie pośle! Skoro jest nas aż tak dużo to czemu jesteśmy mniejszością? Czemu musimy przeżywać takie upokorzenia jak te w wykonaniu pewnej bezdzietnej panny, która (o zgrozo!) jest posłem na Sejm RP? Gdyby było nas tak dużo jak pan twierdzi, to naprawdę nasz los i podejście do nas byłoby zupełnie inne. Nie bylibyśmy obiektem ataków i kpin. prawa dostaliśmy z automatu i ta walka, której jesteśmy świadkami nie miałaby racji bytu. Byłaby zbędna.

 Gdzie pan trzymasz te kobiety, które ciągle trafią na gejów? Pokaż je pan! Chcę je poznać, zobaczyć. Chcę sobie z nimi zrobić zdjęcie. I jedna na rada na koniec. Przestań Pan pieprzyć takie głupoty, bo uszy więdną. No chyba, że chce pan pobiec za modą i też zostać czasem gejem. Powiedzmy w poniedziałki od 10 do 13? Tak na pół etatu. Pasuje panu taki układ? Jeśli nie to jestem  otwarty. Wszystko do negocjacji.