sobota, 28 września 2013

O powrocie Edyty Bartosiewicz

Na tę płytę czekałem niemal pół życia. 15 lat. Wszystkiego mam 31 :) Oczywiście wiedziałem, że ma ukazać się w tych dniach i przeczuwałem, że będzie już dziś. Bo tak zwykle bywa z poniedziałkowymi premierami. Nie myliłem się. Jakaż była moja rozpacz, gdy przy kasie okazało się, że zapomniałem portfela! Dosłownie biegłem do domu po kasę i niecałe pół godziny temu, drążącą ręką włożyłem krążek do odtwarzacza. Wróciły nagle stare dobre lata '90. Mało która polska płyta ma dziś prawie godzinę, 13 kawałków to (jak na dzisiejsze realia) spory wyczyn. Wczytując się w listę muzyków, którzy zagrali na "Renovatio" także byłem pod wrażeniem. Są saksofon, puzon, trąbki. Ale do rzeczy! Do muzyki! Edyta w tekstach  wzywa do ogólnego, życiowego zwolenianie, wyhamowania, rozgraniczenia spraw ważnych od ważniejszych i tych zupełnie nieistotnych. Przekonuje też, że coś, co wydaje się końcem i totalną masakrą może być początkiem czegoś zupełnie nowego. To taka stara, dobra Edyta Bartosiewicz. Optymizm miesza się z lekko depresyjnymi klimatami. Nie wiem czy na tej płycie jest taki wielki hit. Taki na miarę "Jenny", który będzie grany w radiu na wielki wieków amen, chyba nie ma tam takiej piosenki. To nie znaczy jednak, ze płyta jest zła. Jest bardzo dobra, są tam melodie i teksty. Jest cudna chrypka Edyty. Jest wreszcie to wszystko czego dziś w muzyce brakuje, nie odbija się plastikiem. Album nie jest przekombinowany. Najlepsze piosenki? Jak dla mnie, po dwóch przesłuchaniach, "Rozbitkowie", "Madame Bijou", "Renovatio" i "Zbłąkany anioł". W głowę wchodzi też "Żołnierzyk". Nie tylko melodia, ale też strasznie aktualny tekst. Aż nie chce się wierzyć, że powstał kilkanaście lat temu. To powinien być hymn wszystkich pracowników korporacji.  Ale myślę, że tę płytę będę dopiero odkrywał, będę dorastał do tych piosenek, konfrontował je z rzeczywistością. I z pewnością za jakiś czas zmienię zdanie co do ulubionych piosenek. Bardzo nurtuje mnie piosenka "Ryszard", niby wiadomo o czym jest, ale nie mam pewności czy należy ją interpretować ją tak bardzo wprost... Chyba nie :) Zapewne pojawią się głosy, że po tylu latach Bartosiewicz powinna popełnić album, przed którym na kolana padnie cały świat, a dowolnie wybrana piosenka będzie mogła być singlem. Chciałbym ostudzić emocje i przypomnieć, że żaden z albumów nie był wypełniony potencjalnymi singlami. Jednak zawsze piosenki Edyty Bartosiewicz miały co innego. Duszę. I to się nie zmieniło.





A na koniec jeszcze dwie refleksje. Okładka zupełnie mi się nie podoba. Dużo lepsze byłoby zdjęcie z okłądki książeczki  :D No i mam nadzieję, że po następną płytę Edyty Bartosiewicz nie będę szedł jako 45-latek :) Mogę nie dożyć :)


czwartek, 26 września 2013

Biskupowi Pieronkowi jest przykro

Właśnie obejrzałem "Fakty" w TVN. A tam materiał o aferze pedofilskiej na Dominikanie z udziałem polskich księży. I co zobaczyłem. Kardynał Dziwisz daje jakąś smętną wypowiedź po czym prosi, by jednak jej nie emitować (dziennikarska i tak emituje, szykuje się koniec przyjaźnił Dziwisza z TVN), a wcześniej abp Pieronek (który zasłynął już wypowiedzią, że "Żadna siła nie powstrzyma człowieka od tego, żeby korzystać z pewnych możliwości, jakie daje człowiekowi wolna wola i do czego pchają go namiętności. Przepraszam bardzo, ale świata nie zmienimy.") dosłownie wydusił z siebie, że w całej tej skandaliczne sytuacji jest mu przykro. Mi jest przykro, że Pieronkowi jest przykro. I że całemu episkopatowi jest przykro, tak bardzo przykro, ze nikt poza Dziwiszem się nie wypowiedział. Nikt nie powiedział, że to jest wielki skandal, ze to grzech, że to przestępstwo, że trzeba to piętnować, osądzić,  karać. Nikt się nawet nie skrzywił. Wielki różowy słoń stoi w salonie. Wszyscy siedzą, piją herbatkę i zajadają kremówki. I udają, że rzeczony słoń to element wystroju, że tak właśnie powinno być i nie ma się czemu dziwić. A księżulo pedofil siedzi na jakiejś podkrakowskiej wsi zbunkrowany na strychu w domu mamy i taty. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby sprawa dotyczyła homoseksualisty? Wtedy reakcja była dokładnie taka, jaka powinna być teraz. A do tego suplementy. Wzburzony tłum obrońców moralności szturmem wziąłby chałupę, w której miałby się ukrywać rzeczony pedofil-gej. Z pacierzami na ustach przetrząśnięto by każdy zakamarek tego domostwa. Do skutku. A następnie odarto by tego zboczonego pedała ze skóry i niesiono jego skalp przez całą wieś. Potem ogłoszony triumfalnie, że pedofilia to cecha wrodzona wszystkich gejów i absolutnie nie można nam dać pod opiekę żadnych dzieci (o adopcji nawet nie wspominam). Pojawiłby się postulat, że należy ze szkół i przedszkoli, klubów sportowych, kółek zainteresowań - i wszystkich innych miejsc, gdzie pojawiają się dzieci - zwolnić wszystkich nie żonatych, po 25 roku życia. bo istnieje cień szansy, że są gejami i tylko czekają, żeby zgwałcić jakieś dziecko. A w przypadku naszego księdza, który zniszczył życie młodym Dominikańczykom (a może Polakom też) jest cisza. A Kościołowi jest co najwyżej przykro. I oczywiście nie ma mowy o żadnych finansowych zadośćuczynieniach. Podkreślił to także bp Pieronek. Zaraz się okaże, że chłopcy na Dominikanie są jak kobiety w Indiach. Sami sobie winni, że papieski ambasador ich zgwałcił, albo i więcej! Że to oni zgwałcili jego! A Prymas Polski abp Kowalczyk twierdzi, że taka obrzydliwa afera to prywatna sprawa księdza pedofila i Kościołowi jako organizacji nic do tego...

czwartek, 12 września 2013

Rusin pod ochorną

Rusin pod ochroną

Nie myślałem, że Kinga Rusin czymś jeszcze mnie zaskoczy. Warszawa aż huczy od plotek, że na odcinek pracy z nią rzucani są zwykle niczego nie świadomi stażyści bądź nowi dziennikarze TVN. Dlaczego? Podobno współpraca z panią Rusin to mordęga i wszyscy, którzy mieli wątpliwą przyjemność to robić twierdzą, że powinni dostać dodatek za pracę w trudnych warunkach. Fochy, opryskliwość, pretensje są ponoć na porządku dziennym. Okazuje się, że TVN dopieszcza swoje gwiazdki i robi z nich coś na kształt polskiej Oprah Winfray. Pani Magdę Mołek i Kingę Rusin po programie do auta odprowadza najprawdziwszy ochroniarz. Uśmiechnąłem się pod nosem i natychmiast zrobiło mi się w głowie pytanie: po cholerę? Czyżby na Kingę Rusin w drodze z budynku do auta rzucali się nachalni fani? A może obnażają się przed nią zboczeńcy pragnący zaprezentować gwieździe swoje precjoza? Czy Kinga Rusin naprawdę nie może zaparkować auta na parkingu podziemnym, który prawdopodobnie jest pod budynkiem na ul. Hożej w Warszawie (tam jest studio Dzień Dobry TVN)? A może chodzi o zwyczajne pompowanie próżności tych wszystkich telewizyjnych tworów? A nóż podchwyci to pudelek czy poltek i przez parę dni będzie się o GWIEŹDZIE Kindze Rusin mówiło? Robi się w gwiazdeczek nadludzi, którzy nie mogą swobodnie chodzić ulicami. Szkoda, że nie rozwijają im jeszcze czerwonego dywanu, albo nie zamykają ruchu w połowie Warszawy bo idzie Rusin. Całkiem niedawno spotkałem w Łazienkach Bronisława  Komorowskiego z żoną. Spacerowali sobie pod rękę, powoli, usiedli nawet na ławce. Raz po raz pozowali do zdjęć, gadali z zaskoczonymi ich obecnością ludźmi. Rozejrzałem się za jakim funkcjonariuszem BOR, bo nie chciało mi się wierzyć, że prezydent spaceruje po parku bez obstawy. Faktycznie, towarzyszył im BOR-owiec, ale był niewidoczny. Ubrany w dres facet wyglądał jak zwykły warszawiak. A z Kinga Rusin po centrum Warszawy łazi niemal świecący koleś. Jak lans to lans. I przy tej okazji przypomniała mi się pewna sytuacja. Kiedyś osobiście widziałem Kingę Rusin w akcji. Wyszedłem w toalety w jednej z kawiarni na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Następna w kolejce czekała ONA (jeszcze wówczas bez ochrony). Wyraźnie zniecierpliwiona zmierzyła mnie wzrokiem i poprosiła obsługę kawiarni by ... ktoś wszedł do wc przed nią i sprawdził czy wszystko jest w porządku. I naprawdę żałowałem, że nie wysmarowałem na ścianie napisu "PUKNIJ SIĘ W ŁEB!"