czwartek, 21 sierpnia 2014

Kuba Wojewódzki podobno jest gejem i jest na niego zlecenie!








Redaktor Sławek (red. nacz. "Super Expressu") postanowił zdemaskować mnie jako zatwardziałego geja w konspiracji - Obiecał sowite honorarium każdemu, kto zrobi mi zdjęcie w objęciach mężczyzny. - miał powiedzieć Kuba Wojewódzki, który podobno gra w naszej gejowskiej drużynie. Prawdę mówiąc to mam to w nosie i naprawdę guzik mnie obchodzi z kim sypia Kuba, ważne żeby budził się wypoczęty i zaspokojony na wszelkich możliwych polach. Ale skoro "Super Express" oferują jakąś ekstra kaskę za fotkę Kuby w męskich obięciach to mam dla Kuby Wojewódzkiego propozycję. Jestem w nieustającej potrzebie finansowej, a skoro obiecują tak dobrze zapłacić to może zróbmy sobie razem to demaskujące Pana foto? Ustawię się jak trzeba i gdzie trzeba. Obejmiemy się jakoś, cykniemy fotkę, zaspokoimy Superaka i zażądany wypłaty. No skoro obiecał... Mogę się nawet tą kasą z Panem podzielić, ale raczej nie pół na pół. Bo, jak już pisałem, jestem w potrzebie. Tylko jeszcze musimy ustalić i zażądać za to zdjęcie od "Super Expressu". Przecież za darmo nie będziemy się obejmować. Prawda? Proponuję wyjść od 200 tysięcy za zdjęcie. Może zrobić także serie zdjęć. Powiedzmy dziesięć? Ale wtedy poniżej 500 tysięcy nie schodzimy. Oczywiście bez całowania, skoro miały być objęcia to będą objęcia. Czas i miejsce ustawki dedykowanej "Super Expressowi" może ustalić telefonicznie lub mailowo. Żeby nie angażować nikogo z zewnątrz proponuję wykorzystać samowyzwalacz. Wykonane zdjęcia obejrzymy wspólnie i razem zdecydujemy, które wysłać redaktorowi Sławkowi. 

Chciałbym nadmienić, że z mojej czystej jak łza propozycji płyną same pozytywy. Redaktor będzie uszczęśliwiony i odwoła zlecenie na Pan, a tym samym Pan będzie miał już spokój i będzie się mógł obejmować z kim zechce. A ja parę groszy przytulę. Co Pan na to Panie Jakubie? Mój mail mikolaj.milcke@gmail.com

A tak poważnie mówiąc to cały ten "Super Express" chyba pogięło. Uważajcie, żeby Wam nikt żadnych zdjęć z ukrycia nie zrobił.

środa, 20 sierpnia 2014

Czy w czasie wojny będzie trzeba spłacać kredyty hipoteczne?





Dziś od rana zajmuję się swoimi finansami. Różne rzeczy sobie posprawdzałem, pozmieniałem, odkręciłem i gdy już miałem się wylogować z konta dobiegła mnie interesująca myśl. Czy w przypadku wybuchu ewentualnej wojny trzeba będzie spłacać kredyty hipoteczne? Szczególnie te walutowe, ale te w złotówkach też. Wyobraźmy sobie, że wybucha wojna. Na początek taka tradycyjna. Na terenie Polski toczą się działania, kraj cierpi. Staje produkcja, ustają możliwości zarobkowe społeczeństwa. I czy chcą czy nie to nie mają z czego płacić rat. Co na to banki, której najpewniej jakoś przetrwają i gdy ludzie nie będą płacić zobowiązań będą ponosić straty. Wyobrażacie sobie, że w czasie wojny banki przejmują nieruchomości dłużników? Co w przypadku, gdy nieruchomości w wyniku np. bombardowań przestają istnieć? Załóżmy, że NATO jest na wakacjach i zanim wróci część kupionych na kredyt domów czy mieszkań przestaje istnieć? Widzimy co dzieje się na Ukrainie. Domu cywilnej ludności także są niszczone. Do fundamentów. Czy wtedy działają ubezpieczenia kredytów? Czy bankowcy tworząc umowy kredytowe przewidzieli coś takiego jak wojna? A teraz druga opcja. Wojna ekonomiczna. Kursy walut szaleją. Nie trudno sobie to wyobrazić, bo gospodarki poszczególnych krajów to dziś naczynia połączone i nawet bez wojny w Polsce kurs Franka Szwajcarskiego jest bardzo niestabilny. Skacze jak chce. I nie muszę chyba dodawać, że są to skoki niekorzystne dla kredytobiorców. Aż strach pomyśleć ile będzie kosztował Frank jeśli sytuacja jeszcze bardziej się zaogni. Pewnego dnia obudzimy się i zobaczymy, że nie kosztuje już 3,44 (a to i tak bardzo dużo), tylko 5,15! Czy biorąc kredyt w walucie powinienem, w ramach świadomości ryzyka walutowego, wziąć pod uwagę ewentualność wybuchu wojny? Tradycyjnej lub ekonomicznej?

Czy w takim przypadku jakoś zareagowało by Państwo? Czy jest możliwość wstrzymanie spłaty kredytów bankowych za pomocą jakiegoś dekretu? Decyzji? Ustawy? Czy ktoś coś o tym wie?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Czy tęcza to naprawdę największy problem Polski?





 foto tvn24.pl

Panie Jarosławie Gowinie! Słuchałem Pana ostatnio w TOK FM. Nie podejrzewałem, że kiedykolwiek skojarzy mi się z Andrzejem Lepperem, a jednak to nastąpiło. W kategorii "populizm" jest Pan równie dobry, a może i lepszy. Jest spora szansa, że koalicja, której jest Pan częścią przejmie w Polsce władzę. Jeśli dla Pana, jako polityka aspirującego do władzy, najbardziej palącym problemem w Polsce jest tęcza na pl. Zbawiciela w Warszawie to jest Pan dupa nie polityk! Bezrobocie szybuje, młodzi pakują się i jadą w świat, system emerytalny się sypie, rolnicy tracą na rosyjskim embargu, a dla Pana tęcza to największy problem, który trzeba rozwiązać jako pierwszy po wyborach! Nie wiem jak w Krakowie, ale w Warszawie i paru innych miejscach, w których żyją bliscy mi ludzie i moi Czytelnicy tęcza to pryszcz w porównaniu z tym, z czym muszą zmagać się na co dzień. Lecą z pracy do pracy, by zapewnić swoim dzieciom byt; uczą się, podnoszą kwalifikacja z nadzieją, że ktoś top doceni i bez znajomości będą mogli awansować i zarobić trochę więcej. I to nie na czarno lub na świecówce. Marzą o umowach o pracę  i o tom, by ZUS jednak nie wyleciał w kosmos i żeby na starość nie musieli chodzić po jadłodajniach i śmietnikach. A dla Pana i Pana partii (oraz koalicji) najważniejsza jest tęcza i zakaz edukacji seksualnej. Najlepiej narobić sobie dzieciaków, a potem to już wolna nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba. Politycy w nosie mają dzieci, które już żyją,, które są głodne, bo rodzice nie mają pracy. Miłością nie na się napełnić brzuszka... sorry, taka jest fizjologia człowieka. Ludzie nie robią i nie będą robić sobie dzieci bez minimum stabilizacji, którą Wy politycy im każdego dnia odbieracie, nie będą inwestować swojej wiedzy, pomysłów, pieniędzy, w kraju, który nic nie daje zamian.. "Gospodarka głupcze!" - powiedział kiedyś Bill Clinton i nie niewątpliwie miał rację! Polscy politycy zamiast zająć się gospodarką wolą wziąć się za łby wolą prowadzić wojnę ideologiczną a to o tęczę, a to Smoleńsk, a to o życie poczęte, które jeszcze nie przeszło jeszcze na świat. To jest chora i kompletnie nielogiczna filozofia Panie pośle. Gratuluje wyczucia bolączek społeczeństwa! No chyba, że chce się pan dorzucić na składkową whisky, którą obiecała podpalaczowi tęczy pani Magdaleny Żuraw z PiS. Ostrzegam jednak, że może za to grozić spotkanie z prokuratorem. Bo tęcza to mienie publiczne.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Terapia dla gejów? Wyślę Panu "Chyba strzelę focha!"





Nie mogę przejść obojętnie obok dyrdymałów, które od kilku dni głosi Pan Mateusz Dzieduszycki, rzecznik Kurii warszawsko-praskiej. Celowo pominę słowa o tym, że my homoseksualiści żyjemy nawet 20 lat krócej niż mężczyźni heteroseksualni (naprawdę nie widzi Pan niestosowności w posługiwaniu się badaniami sprzed 30 lat?!?!?!?!?! Nawiasem mówiąc chciałbym wiedzieć co to za badania i kto je zrobił? "Amerykańscy naukowcy"?). Pominę też wyniki rzekomych badań, wedle których podczas podniecenia u homoseksualistów są aktywne te same części mózgu, co podczas przeżywania traumy. Jednego jednak pominąć nie mogę. To co to nawoływanie do leczenia homoseksualistów. Wydawało mi się, że rzecznik Kurii to człowiek światły, którego horyzonty są szerokie, że to człowiek dla którego nauka nie jest wrogiem. Myliłem się, bo Pan Dzieduszycki za nic ma sobie stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia i naukowców zajmujących się badaniem ludzkiej seksualności. Do znudzenia będę przypominał, że wspomniana wyżej organizacja wykreśliła (i to nie wczoraj, a dobrych parędziesiąt lat temu!!!) homoseksualizm z listy chorób uznała, że orientacja homoseksualna jest równoprawna z heteroseksualną i biseksualną. Jak więc można chcieć leczyć coś co nie jest chorobą? Ja wiem, ze Kościołowi byłoby na rękę wieczne średniowiecze, stosy dla heretyków i zabobon, ale sorry... czasy się zmieniły. Panie rzeczniku, jeśli można zmienić orientację to to proszę mi to udowodnić. Niech pójdzie Pan na terapię, która zrobi z Pana geja. Jeśli się to Panu uda będę pierwszym, który zapisze się na terapię leczenia mojego homoseksualizmu. Mówi Pan w TOK FM "Byłem kiedyś na takiej sesji terapeutycznej dla osób, które chciały wyjść z homoseksualizmu". Skoro Pan był i widział tych oszukiwanych ludzi to powinien Pan wiedzieć jak wielka krzywda jest im tam wyrządzania, jak straszne bzdury im się wmawia, jak wykorzystuję się ich wiarę w Bogu, która podobno ma im pomóc w wygraniu walki, która niestety nie jest do wygrania. Pisząc "niestety" nie mam na myśli tego, ze homoseksualizm mi przeszkadza. Chodzi mi o to, że niestety żeruje się na ich wewnętrznym rozbiciu i wmawia się im, że to jak żyją zasługuje na potępienie. A nie jest to prawda. Mówi Pan, że mi (jako gejowi) Pan współczuje. W nosie mam Pan współczucie. Ja współczuję tym wszystkim, którym Pan mąci w głowie, których niemądrymi słowami doprowadza Pan do rozchwiania emocjonalne. A zapewniam, ze i tak nie jest im łatwo. Ja też widziałem ludzi, którzy próbowali się leczyć z homoseksualizmu. Widziałem jak bardzo - dopingowani przez Panu podobnych - tego pragnęli, jak bardzo się starali, jak strasznie chcieli spełnić oczekiwania otoczenia. Widziałem ich też w momencie, gdy (słusznie) dochodzili do wniosku, że "to się nie da". Widziałem jak się załamywali, widziałem jak tracili wiarę w Boga, w którego Pan również podobno wierzy. Widziałem jak wiele czasu musiało upłynąć zanim z wraków ludźmi, którymi stali się na "terapii" stali się znów silnymi częściami społeczeństwa. 

Jutro wyślę Panu swoją książkę "Chyba strzelę focha!", w której opisuję terapię, do której Pan nawołuje i jej następstwa. Zaznaczę odpowiednie fragmenty, żeby nie gorszyć Pana konserwatywnego sumienia literaturą opisującą życie gejów, którzy mamy nadzieję dożyją sędziwego wieku. Bez terapii. 

A może Pan wie po co Bóg stworzył gejów skoro są tacy źli i trzeba z nimi walczyć?

niedziela, 3 sierpnia 2014

Pracownik kontra szef. Lemański kontra Hoser.



foto: interia.pl



        Biskupi "muszą wymrzeć", wtedy w Kościele dokonała się zmiana. A wierni powinni wychodzić z mszy na znak protestu. Tego dowiedzieliśmy się od ks. Lemańskiego na przystanku tegorocznym Woodstock. Pierwszy pogląd to wg. ks. Lemańskiego zdanie wypowiedziane przez jego profesora w seminarium. Drugie dotyczyło agitacji politycznej w Kościołach. Ale czy gdyby ksiądz z tym pierwszym się nie zgadzał, to by je przywołał? "Jeśli potwierdzą się (...) skandalizujące wypowiedzi, które wedle doniesień prasowych miały tam paść, to postępowanie takie – niegodne kapłana Kościoła Katolickiego – spotka się ze zdecydowaną reakcją i konsekwencjami. Przed podjęciem decyzji sprawa ta zostanie najpierw wyjaśniona i zweryfikowana." - pisze w oświadczeniu Kuria Warszawsko-Praska. Jej rzecznik dodaje, że możliwe jest wydalenie słynnego księdza ze stanu kapłańskiego. I zaczyna się dyskusja. Jedni przypominają (już) pana Wesołowskiego, który na Dominikanie gwałcił dzieci i papież ostatnio wydali go ze stanu duchownego. Inni poznańskiego abpa. Petza, który przez miał molestować kleryków. Wielu zestawia te sytuacje ze sobą i słownie linczuje bp. Henryka Hosera, przełożonego ks. Lemańskiego. Ja proponuję spojrzeć na sprawę z zupełnie innej perspektywy. Na początek potraktujmy Kościół jak przedsiębiorstwo, które daje pracę księżom. Jest tam jakiś kodeks pracy i regulamin, do którego wszyscy tam zatrudniani muszą się bezwzględnie stosować. Mają zresztą czas (i to sporo czasu w seminarium) na przemyślenie czy faktycznie gotowi są na sztywną hierarchiczną strukturę i (w jakimś stopniu) wyrzeczenie się prywatnych opinii. Nikogo na siłę się nie wyświęca. Firma ma około 2 tysięcy lat tradycji i przez ten czas hulała całkiem nieźle (choć to istoty, przesłania, a także sposobu działania każdy może mieć swoje, także krytyczne, zadanie). Pewnego dnia, pewien niepokorny pracownik zaczyna stwarzać problemy. Media tygodniami żyją jego konfliktem z przełożonym. Poczynania podwładnego trafiają nawet do szefa wszystkich szefów (uważanego powszechnie za świetnego gościa, którego niepokorny podwładny nawet może troszkę przypomina), który jednak  nie przyznaje mu racji. Pracownik nie zostaje jednak wyrzucony z pracy. Zostaje przeniesiony na mniej eksponowane stanowisko. Wydaje się to kończyć sprawę aż tu nagle na spotkaniu z młodzieżą podwładny mówi, że wszystko się zmieni na lepsze, gdy jego szef i jemu podobni w różnych zakątkach Polski wymrą. Mówi też, że ludzie powinni wychodzić z miejsc, w których dana firma świadczy usługi. Dla mnie jest równoznaczne z podkopywaniem autorytetu danej firmy. I co na miejscu tegoż szefa robicie? Udajecie, że się nic nie stało czy zwalniacie dyscyplinarnie? Załóżmy, że szef nie reaguje. Więcej niż pewne jest to, że za rok połowa jego oddziałów lokalnych będzie pracowała według własnego widzimisię. A to najlepsza droga do rozsypania się firmy w drobiazgi. Konkretnie przykłady? Gdyby na antenie Radia XZY prowadzący program powiedział, że Radio to kłamie, że należy je wyłączać na znak protestu i że poprawi się wówczas, gdy redaktor naczelny umrze. Tak samo w telewizji. Prowadzący audycję udziela wywiadu, w którym krytykuje pracodawce i linię redakcji. Co waszym zdaniem zrobiłby pracodawca?

      Spójrzmy też na tę sytuację oczami pracownika, który głosi te kontrowersyjne tezy. Co robicie, gdy sytuacja w firmie wam się nie podoba, ale nie macie nic innego na oku? Paplacie językiem czy siedzicie cicho? Pracownik, któremu firma obrzydła na tyle, że czeka na śmierć przełożonych powinien się z moim przekonaniu zwolnić i albo zatrudnić się u konkurencji, albo otworzyć własny interes jak zrobili to np. Marcin Luter czy angielski król Henryk VIII.

   Powtarzam. Nie oceniam ani ks. Lemańskiego, ani bp. Hosera. Po prostu pokazuję tę sytuację z komercyjnej perspektywy.

piątek, 1 sierpnia 2014

Znalezione w TK Maxx cz. 3

A dziś w TK Maxx znaleźliśmy różowe kupki artystyczne z zawijasem! Wykonane z twardego plastiku, wysokie na jakieś 20 cm. Cena: 50 zł. Zastosowanie? Jako element wyposażenia urządzonego na różowo mieszkania. Można postawić na szafce, półce, toaletce, komodzie, a także na każdej innej powierzchni płaskiej. Przydatność? Nie znajduję zastosowania. Estetyka mocno wątpliwa.