poniedziałek, 22 września 2014

Ciechan? Nie, dziękuję.

Marek Jakubiak, właściciel browaru Ciechan/ fot. materiały prasowe

Był czerwiec, może lipiec 2011. Przygotowywaliśmy się do wydania "Geja w wielkim mieście", spotkałem się wtedy z Olgą Gorczycą-Popławską, redaktorką moich książek. Coś tam jedliśmy, chyba pierogi lub placki ziemniaczane i piliśmy Ciechana. Dziś odbiło mi się tymże Ciechanem na wieść o zatrważających wypowiedziach pana Marka Jakubiaka, właściciela browaru produkującego to piwo. „Życzę ci mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!” – napisał na Facebooku właściciel browaru Ciechan,  Adresatem tych wynurzeń był bokser  Dariusz Michalczewski, który wspiera środowiska homoseksualne. Tego, że z Ciechana raz na zawsze rezygnuję chyba nie muszę pisać. Chciałbym za to napisać czego mógłbym życzyć panu Jakubiakowi, znanemu - poza piwną działalnością - ze wspierania Ruchu Narodowego byłego posła i znanego homofoba Artura Zawiszy. Drogi pani, nie wnikam w pańskie upodobania seksualne. Każdy ssie co lubi, ale dziwi mnie, że przedsiębiorcą z głową na karku wypowiada się na tematy obyczajowe i utrwala w społeczeństwie mit, że geje w Polsce chcą adoptować dzieci. Otóż powtarzam: Nie chcą i nigdy nie było w Polsce takich planów. Choć patrząc na dzieci mające mamę i tatę - mężczyznę i kobietę - które tuż po narodzinach skończyły w beczkach po kapuście lub w zamrażarce widać, że nie płeć rodziców decyduje o losie i szczęściu dziecka. Jednak nie o tym chciałem. Czy pan wie ile pan na tych strasznych, podłych i obrzydliwych pedałach zarobił? Czy pan wie ilu moich znajomych gejów wybierając piwo wybierało Ciechana? Czy pan wie, że oni wszyscy - i ich przyjaciele z Michalczewskim na czele - już Ciechana nie wybiorą? Czy już pan policzył ile pan na tym straci? Opłacało się gadać głupoty? Ja panu nie życzę mamusi z fujarką zamiast piersi. Życzę zdrowia i dobrych speców od PR-u. Bo taki smród ciężko będzie wywietrzyć. Bo my - geje - to diabelnie pamiętliwe bestie. A nasze lobby jest niezwykle rozległe i wpływowe.

wtorek, 16 września 2014

Lubię stan po słowie "Koniec"

Pomysł na nową książkę urodził się, gdy kończyłem pisać "Chyba strzelę focha!". Zainspirowało mnie jedno zdanie w czytanej wtedy książce. Wtedy też powstał pierwszy szkic historii - z zakończeniem włącznie - i sylwetki piątki najważniejszych bohaterów. A potem była promocja "Focha" i zawirowania w życiu osobistym. Nie chciało mi się pisać. Nie miałem mocy. A gdy już ja znalazłem w okolicy listopada to znów się pochrzaniło i po napisaniu 20 stron przestałem. Wydawało mi się nawet, że nie dam rady tego skończyć. Otwierałem plik i pisałem po 4 linijki dziennie. Ciężko było złapać rytm. Do później wiosny miałem wrażenie, że tekstu raczej ubywa niż przybywa. O tym, że piszę książkę przypominały kartki z planem wydarzeń, zależnościami, powiązaniami, faktami i datami, od których w nowej książce aż się roi. 1954, 1981, 1985, 1989, 2004, 2010 czy wreszcie 2015 :) Tak, w 2015 roku też dzieje się ta książka! 




I chociaż napisałem słówko "koniec" to tak naprawdę to jeszcze nie koniec :) Jest to koniec pracy - a z zasadzie codziennej orki - nad fabułą. Zasadniczą częścią powieści. Gdy już wiadomo co, kto, po co, dlaczego, jak długo. Wiadomo też, że już niewiele się zmieni. To uprawnia do otworzenia szampana :) Kolejny dzień po słowie "koniec" jest dziwny. Włącza się komputer, ale nie trzeba już pisać! To dziwne, zwłaszcza, że przez pół roku wciąż się pisało:) To także czas, gdy gotowy - chociaż jeszcze nie zredagowany tekst - wysyła się do kilku zaufanych osób i w mailu z plikiem pisze się "czytaj na krytycznie". Niedługo potem zaczynają spływać pierwsze opinie. Już spływają!  A biedny autor sam musi zmierzyć się ze swoim nowym dziełem! A to bardzo trudne. Bo niby człowiek jest dumny, że wymyślił i przeprowadził tę intrygę, ale trzeba spojrzeć na te zapisane strony krytycznie. Czy wszystko jest zrozumiałe, czy jedno wynika z drugiego, czy to wszystko miało szansę się zdarzyć i wreszcie czy to wszystko naprawdę trzyma się kupy. Jestem właśnie na tym właśnie etapie :) Nie jest źle :) Ta druga część pracy, którą trzeba wykonać przed premierą jest dla autora już lżejsza. Czego nie można powiedzieć o redaktorze, albo - jak u mnie - redaktorce Olce, która będzie się znęcać nad moim dzieciątkiem, a gdy już skończy dziecko będzie o wiele ładniejsze niż wcześniej :)Będą też rozmowy o okładce, o tym co lub kogo na niej pokazać, co napisać, jak poprowadzić promocję, by książka trafiła do jak największej liczby odbiorców. Lubię ten czas.Na większe nerwy pora przyjdzie w przyszłym roku. Czy się spodoba? Czy Czytelnicy zaakceptują nową historię? Czy nie przestrzeliłem? Czy ich porwie? Chciałoby się :)

Moja nowa książka ma póki co tylko roboczy, chociaż całkiem fajny, tytuł. Z pewnością do gwiazdki ustalimy z Wydawcą jak ostatecznie będzie nazywać się moja nowa książka. I wtedy właśnie na pewno się tym z Wami podzielę. Fajnie, że jesteście i fajnie, że jest Was coraz więcej :) Dzięki.

wtorek, 2 września 2014

Wqrwia mnie już ta cała Rafalala


Pewnie parę osób przestanie mnie lubić po tym, co dziś napiszę. Kilka innych uzna mnie za zwolennika PiS-u i wyklnie, ale trudno. Zaryzykuję. Będzie o Rafalali, która uważana jest za osobę walczącą o prawa mniejszości. Jako członek mniejszości homoseksualnej mówię głośno i dużymi literami: Rafalalo, nie życzę sobie żebyś walczyła o cokolwiek dla mnie. Nasze pojmowanie wolności, tolerancji, wyrażania siebie, praw mniejszości i poczucie dobrego smaku jest tak bardzo różne, że nie mogę powiedzieć, że mnie gdziekolwiek reprezentujesz. I wcale nie chodzi mi o to, że nosisz się taj, jak się nosisz. Twoja sprawa, Twój wybór. Jeśli Ci wygodnie tak jak jest to powodzenia. Nie chodzi nawet o łomot jaki spuściłaś temu kolesiowi na ulicy. Należało się. Nie chodzi nawet o Zawiszę w Polsacie. Ja bym pokazał mu szkołę inaczej, ale każdy walczy jak umie. Chodzi o to wszystko, co działo się potem i dzieje teraz. Grzebanie w ziemi rzeczy kotka i polewanie się wodą było żenujące i na granicy mojej percepcji. Jakoś przeszło. Ale apel do ludzi, żeby nie oglądali twojego porno bo trzymasz tam w ustach... penisa to jest jakieś przegięcie!!! Co mnie i co ludzi obchodzi co trzymałaś w ustach i gdzie indziej? I nie chodzi o to, że cięgi są o tych, którzy także to robią. Robią, ale nie mówią o tym całemu światu. bo po co? Co to świat obchodzi? Jest pewna granica intymności, prywatności, poczucia obciachu i tym idiotycznym filmikiem została przekroczona. Oboje wiemy, że amatorskie filmy z Twoim udziałem były w sieci zanim wybuchła afera z Zawiszą. Chcąc zatrzymać je dla siebie trzeba było ich nie publikować. A jeśli wykradł je pracownik serwisu to pozwij serwis do sądu, wygrasz kupę kasy. Działasz na szkodę mniejszości. Ludzie patrzą,czytają, słuchają tego co mówisz i myślą sobie TAK WYGLĄDA I TAK ZACHOWUJE SIĘ GEJ. A gej tak nie wygląda.  I nie robi z siebie idioty na oczach całego kraju. Pozostaje nadzieja, że te wszystkie dziwne i naprawdę niestandardowe (delikatnie mówiąc) wśród gejów zachowania przynoszą Ci jakieś korzyści, bo jeśli robisz to dla hecy to strasznie mi przykro. A ten (psia kość) apel o nie oglądanie filmu jest w  rzeczywistości apelem o oglądanie go. Te wszystkie działania do żadne zwracanie uwagi na problemy osób homoseksualnych, transseksualnych i transwestytów. To jest ordynarna próba przedłużenia danych w przez media 5 sekund i ugrania na tym czegoś tylko dla siebie. Jakiś chory sposób na wylansowanie się, bez świadomości, że będzie jałowe, krótkotrwałe i komiczne z złym tego słowa znaczeniu. Co chce ugrać Rafalala? Nie mam pojęcia. Pozostaje to w sferze domysłów.

Właśnie dzięki takim występom Polacy będą nadal narodem, który nienawidzi gejów. Możemy latami wkładać ludziom głowy, że gej to zwykły facet, a lesbijka to naprawdę normalna kobieta, a jeden filmik z wynurzeniami Rafalali niweczy wszystko. Gdyby Legierski, Bierdoń czy Grodzka działali tak jak działają, to nigdy nie byliby tam gdzie są. To brutalne, ale w walce o równość niezbędny jest też PR, zaprzyjaźnianie się ze społeczeństwem, a nie gorszenie go każdą jedną niemądrą wypowiedzią. Robisz z siebie pośmiewisko. I naprawdę nie Twoje działania można określić jako dywersja. A wspomniany już wcześniej PiS właśnie Tobą będzie straszył społeczeństwo przed wyborami. I jest spora szansa, że mu się to uda. 

poniedziałek, 1 września 2014

Artur Dworowski - osoba publiczna. Zna ktoś tę "osboę publiczną"?



TVN chyba zapragnął mieć swojego własnego Trybsona. W startującym właśnie show "Kto poślubi mojego syna?" występował będzie kawaler Artur Dworowski wraz z mamą. Nie wiadomo jak mam, ale Artur już ma oficjalny fanpage na FB i uważa się za ... osobę publiczną. Bo tak sam się nazywa (dowód powyżej). Tę publiczną osobę lubi już 170 (z pewnością będzie więcej), a ja zachodzę w głowę jak to niewiele trzeba z życiu uczynić i jaki trzeba mieć tupet, by samemu określić się tym zacnym mianem. Szukam też określenia na nowo wybranego szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, a także Krystynę Jandę, Janusza Gajosa, mistrzynię świata w rzucie młotem Anitę Włodarczyk i kilka innych osób, które dotychczas uważałem za publiczne. Przy publicznym Dworowskim są to zatem osoby przepupliczne  lub arcypubliczne. Idąc tym tropem każdy n nas może być postacią publiczną, a przynajmniej każdy, kto chociaż raz był w telewizji! Ja byłem :-)!!!! Taki wniosek wyciągnąłem z jedno z wpisów Artura Dworowskiego, który kiedyś wystąpił w jednym z odcinków programu TVN "Kocham, Enter" (link do odcinka z boską grą Artura do wglądu na fanpejdżu osoby publicznej). Są także fotografie ukazuje detale tatuażów osoby publicznej, a także jego muskulaturę. No przecież wszystko dla fanów! Są oczywiście zajawki programu, które naprawdę napawają mnie nie niepokojem. Wynika z nich, że grupa (chyba niezbyt) rezolutnych dziewcząt będzie rywalizować o względy mamy kawalera (w tym mamy osoby publicznej). A mamy będą zachowywać się tak, jakby szukały dla męża służki, nie żony. Nie wiem ile do powiedzenia będzie miał w tym wszystkim kawaler. Pewnie będzie można to zobaczyć. Pewne jest też to, że stacja wylansuje panów i panie na swoje najnowsze gwiazdy i będzie wmawiać nastoletniej, a także starszej publiczności, że aby w życiu coś osiągnąć nie należy robić nić poza bluzganiem i rozbieraniem się przed kamerami. Osobą publiczną jest jest jeszcze przed emisją pierwszego odcinka z tymi występami.

 A ja nadal mam nadzieję, że to wszystko jest ustawione, że to aktorzy, którzy dostali spore gaże za robienie z siebie idiotów i że mówią tekstami, które napisali im sprytni scenarzyści.