niedziela, 28 lutego 2016

Nie będę bronił Lecha Wałęsy

Nie poszedłem wczoraj na marsz KOD. A właściwie poszedłem, tylko zawróciłem. Gdy tam dotarłem naocznie uświadomiłem sobie, że to jest manifestacja nie w obronie demokracji. Nie było tak jak poprzednio. Wczoraj był to marsz w obronie Lecha Wałęsy. Tylko. A ja nie chcę bronić Lecha Wałęsy. I wcale nie dlatego, że uważam iż był TW Bolkiem i należy mu się wieczne potępienie. A nawet jeśli był, trudno. Nie znam rzeczywistości lat '70, nie wiem co trzeba było podpisywać, żeby przetrwać, nie wiem z kim trzeba było gadać, żeby jakoś funkcjonować. Nie oceniam Wałęsy za tamte czasy. Oceni go historia. Mogę natomiast ocenić go za to co mówił o gejach zaledwie kilka lat temu. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 2013 roku był łaskaw powiedzieć w TVN24, że w Sejmie posłowie-geje powinni siedzieć w ostatniej ławie, "a nawet jeszcze za murem". Stwierdził też, że Parady Równości powinny się odbywać na obrzeżach miast, a mniejszość musi wiedzieć, że jest mniejszością i musi się do mniejszych rzeczy przystosować. A dwa dni później strzelił focha i stwierdził, że nie widzi powodu, żeby kogokolwiek za te słowa przepraszać. "W żadnym wypadku nikogo nie będę przepraszał"- powiedział.  No więc pani prezydencie, sorry. Nie było przeprosin, nie ma głosu poparcia. W żadnym wypadku!



 
Bo tego obrzydliwego pedała fajnie było poniżyć w telewizji, a teraz się chce, żeby każdy- nawet ten pedał - wyszedł na ulicę i aktywnie wspierał legendę? Ja bym się brzydził takiego poparcia. Odrzuciłbym je. Bardzo bym chciał Pana Wałęsę zapytać co on na to, że wczoraj w Warszawie i dziś w Gdańsku wspierali go geje? Ciekaw jestem czy by powiedział, że w żadnym wypadku sobie tego nie życzy i apeluje, żeby geje zostali w domach? Niech sobie Pan Robert Biedroń występuję w internacie i ogłasza, że jest Bolkiem, niech się z nim fotografuje, niech sobie wyjaśnia z prezydentem Wałęsą wszystko co chce. OK, gdy Wałęsa mówił to co mówił był wtedy jawnym posłem-gejem (śmiem twierdzić, że nie jedynym), mógł poczuć się adresatem tych skandalicznych słów, ale nie jest jedynym gejem w Polsce. A Wałęsa mówiąc o siedzeniu za murem wymierzył policzek nam wszystkim.



Nie będę więc bronił byłego prezydenta, ale też nie przyłączę się do chóru opętanych żądzą zmiany historii PiSowców. Będę jak Szwajcaria, neutralny. I jeszcze raz podkreślam. Nawet mój ambiwalentny stosunek do Lecha Wałęsy nie zmienia faktu iż uważam, że każde dokumenty należy najpierw zbadać, sprawdzić, a dopiero potem publikować. Pożądane byłoby dopisanie też jakiegoś komentarza, osadzenie sprawy w jakimś kontekście. Bo najżwawiej jest powiedzieć "pan jesteś agent". I dobrze, gdyby najpierw zobaczył je sam zainteresowany. Dopiero potem gawiedź.

środa, 17 lutego 2016

"Szafa Kiszczaków" based upon the novel by Mikołaj Milcke

Gdy pisałem "Różowe Kartoteki" sam siebie cenzurowałem. Sporo napisanych fragmentów wyrzuciłem do kosza bo wydawały mi się mało realne. Był w (bardzo, bardzo) pierwszej wersji, że oto Maryla - żona Dowanara - wchodzi w posiadanie pewnych materiałów i usiłuje je upłynnić na mieście. Za kasę. Napisałem to, przeczytałem i popukałem się z głowę. Wyrzuciłem ten fragment jeszcze na pisaniu konspektu. A tu proszę. Otwieram dziś Internet i dowiaduje się, że Maria Kiszczakowa nie dość, że weszła w posiadanie tego pomysłu to jeszcze prawie go zrealizowała. Kolejny raz okazało się, że życie pisze dużo śmielsze scenariusze niż autorzy, którzy boją się coś napisać, by nie narazić się na zarzut o odrealnienie fabuły.

Ale mimo to dzisiejsza historia z szafą Kiszczaka jest bardzo podobna do "Różowych Kartotek". Dostałem dziś maila z pytaniem pisząc "RK" miałem wiedzę na temat, wydarzeń z 16 i 17 lutego 2016 :) Fakt, pisząc książkę rozmawiałem przez telefon najpierw z panią Kiszczakową, potem z gen. Kiszczakiem, ale niestety wówczas nie poruszyłem kwestii zawartości ich szaf czy piwnic, ani nawet strychu. Usiłowałem podpytywać i o Hiacynta, ale też nic mi nie powiedzieli. Zasłonili się niepamięcią.

Wszystkie te wydarzenia sprawiają, że utwierdzam się w przekonaniu, że "RK" to ważna książka. Mówi o czymś, z czym zaczynamy się stykać. Mówi o dawnych tajemnicach, które zaczynają właśnie wychodzić. Mówi o czymś prawdziwym. Bo wydaje mi się, że takich teczek czy dokumentów będzie wychodzić coraz więcej. I mam nadzieję, że będziemy potrafili oddzielić ziarno od plew. Łatwo jest rzucić oskarżenie. Gorzej, gdy to okazuje się kłamstwem.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Teleranek wraca do TVP(iS)


W TVP najwyraźniej tęsknią do PRL lub wczesnych lat '90. Co chwila dobiega nas informacja, że oto prezes Jacek Kurski zamierza wskrzesić kolejne programy, które niegdyś święciły triumfy. Odkurzone mają zostać "Sonda", "Wielka Gra", "Pegaz" (choć wątpię, by było tam miejsce na wspomnienie o nowej książce Mikołaja Milcke), a dziś czytam, że także "Teleranek".  Gdy patrzy się na styl rządów partii rządzącej aż chce się powiedzieć, że odnawiają "Teleranek", żeby historia mogła zatoczyć koło i żeby TVP pewnego dnia mogła go nie nadać, wystąpi za to smutny pan z mundurze lub bez ("Obywatelki i obywatele")... I myśli tej towarzyszył niekłamany dreszcz...

Zastanawiam się jak ocenić zwrot TVP ku dawnym programom? Ludzie może i są sentymentalni i chętnie zobaczą znajome (oczywiście nieco odświeżone) czołówki i zerkną na jeden może dwa odcinki wznowionych audycji, ale co potem? Nie wyobrażam sobie, bym co tydzień o 9 włączał TVP1, by zobaczyć co tam w "Teleranku". Co więcej, nie mam pewności czy zrobi to pokolenie urodzone w okolicach 2005 roku. Wątpię. Kiedyś czekaliśmy na ten "Teleranek", bo nie mieliśmy w kablówce 20 kanałów z bajkami i audycjami dla dzieci.  By przyciągnąć młodego widza przed telewizor to będzie musiał być absolutny majstersztyk. Zastanawiam się także jakie będą - jeśli będą - nowe losy "Tik Taka" ("która godzina pyta rodzina")i "5-10-15" ("zaraz się zacznie, zaraz się zacznie"). Obywa programy uwielbiałem. W "5-10-15" nawet jako 12-letni smyk wystąpiłem! [TAK!!!! :)]. Nawet nie macie pojęcia jakim szpanem były słynne niebieskie naklejki-chmurki!!!! Czy atrakcją dla dzisiejszych dzieci byłby "Szortpress" i udział w telefonicznym teleturnieju "Czy wydra wygra?". Naprawdę nie wiem... Czy będę dużym złośliwcem, gdy napiszę, że tytuł "5-10-15" można być zmodyfikować "5-10-15-500 plus"?



No i "Szansa na Sukces"... Na nowe odcinki chętnie był popatrzył. Tyle się w polskiej muzyce wydarzyło od czasu, gdy zdecydowano o zdjęciu programu. Połączyłbym to jakoś z "The Voice". Zwycięzca "Szansy" miałby zapewniony udział w odcinkach life "Voice'a". A skoro wracamy do przełomu lat 80 i 90 domagam się kolejnego sezonu "W labiryncie" (pędzimy gdzieś na oślep wciąż, nie wiedząc którą wybrać z dróg").



I koniecznie "30 Ton". Było przynajmniej wiadomo co jest na topie :)