wtorek, 28 lutego 2017

Jak bardzo przegiął Robert Biedroń mówiąc o orientacji J. Kaczyńskiego?

Szanuję Roberta Biedronia. Uważam, że dla polskiego ruchu LGBT zrobił więcej niż cała reszta razem wzięta, ale ostatnia wypowiedź prezydenta Słupska na temat Jarosława Kaczyńskiego była dla mnie niesmaczna. Przypomnę, że w Polsat News Prezydent Biedroń zasugerował, że szef PiS jest gejem. Nie podoba mi się to. Tak samo jak nie podołano mi się gdy mówił o Janusz Palikot, nie podobało mi się też „przypadkowe” wyoutowanie przed kamerami telewizyjnymi partnera Adama Z. , chłopaka oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman. (Cały wpis tutaj). Nie podobały mi się sugestie Michała Piróga o związku z pewnym znanym piosenkarzem (Cały wpis tutaj). Jako gej uważam, że do powiedzenia światu o sobie każdy dojrzewa sam. Pomoc jest zbędna. Jedni robią to liceum, inni gdy wynoszą się z komu, a jeszcze inni nigdy. Nigdy nie ma w nich na tyle odwagi, by przyznać to po pierwsze przed sobą, po drugie przed światem. 

 foto: Newsweek

Nie tak dawno pisałem o tym, że życie prywatne polityka, ale również oczywiście każdego innego człowieka, to jego prywatna sprawa (o ile oczywiście nie popełnia przestępstwa). Nie można komuś mówi jak ma żyć, komentować z kim żyje, ani tego rozgłaszać.  Do życia prywatnego zaliczam też orientację i prawo do poinformowania o niej (zwłaszcza poformowania opinii publicznej) należy się zainteresowanemu lub zainteresowanej. Przypomina mi się jedno z wydania programu „Dzień Dobry TVN”, gdzie ówczesnej minister do spraw równouprawnienia wymknęło się imię i nazwisko (nieznanego wtedy szerzej) partnera Prezydenta Biedronia. „Jeśliby na przykład pan Śmiszek, kiedy wiadomo, że jest członkiem społeczności osób homoseksualnych, jest aktywistą Kampanii przeciw Homofobii i jest tajemnicą poliszynela, kto jest partnerem pana Śmiszka... „ - opowiedziała we wrześniu 2010 roku Radziszewska. Krzysztof Śmiszek powiedział „Gazecie Wyborczej”: „Nie kryję swojej orientacji seksualnej, ale to moja prywatna sprawa. Moje dobra osobiste zostały naruszone”. To co? Teraz prawa Jarosława Kaczyńskiego nie zostały naruszone? Moim zdaniem zostały. Dokładnie tak samo jak w 2010 roku pani Radziszewska naruszyła prawa dr Śmiszka. I wcale nie przekonywuje mnie, że zamiast konkretnego nazwiska Robert Biedroń użył określania wpływowy polityk głaszczący koty... To było słabe.

Nie jest zadaniem polityków mówienie o orientacji seksualnej innych polityków. W ogóle nie jest zadaniem jednych ludzi mówienie o orientacji czy życiu osobistym innych. Bez względu na zawód, pozycję społeczną czy cokolwiek. Powie ktoś, że Milcke pieprzy bzdury, przecież napisał „Różowe Kartoteki”, w których ważny prawicowy polityk przez całe życie, przed całym światem ukrywa swój homoseksualizm. (KUP TĘ KSIĄŻKĘ TU) Powie ktoś, że nawet postać na okładce „Różowych Kartotek” kogoś (według niektórych) przypomina. Powie ktoś, że tuz pod tytułem jest zdanie: „To historia fikcyjna. Ale podobna mogła się wydarzyć. Możliwe nawet, że się wydarzyła”. Z tym, że Milcke nie jest politykiem, Milcke jest pisarzem, w jakiejś – tylko sobie znanej - mierze zmyśla. I w pełni korzysta z licentia poetica. A polityka, szczególnie tak  świetnie rokującego jak Biedroń, wiele od pisarza różni.

Nie zgodzę się z twierdzeniem, że „skoro Jarosław Kaczyński rujnuje Polskę, to za karę zróbmy mu coming out na siłę”. Jarosława Kaczyńskiego nie należy karać takim postępowaniem poniżej pasa. Można to zrobić najpierw przez demokratyczne odsunięcie od władzy, a potem ewentualnie metodami przewidzianymi prawem. Wszelkie inne próby będą jeśli nie bezprawne to na pewno niemoralne. Czyli takie, którymi przeciwnicy PiS się brzydzą.

A co do plotek. Były, są i będą. Świat karmi się plotką. Czy nam się to podoba, czy nie. A nawet jeśli ten czy inny polityk lub ten czy inny człowiek jest gejem i dusi to w sobie przez kilkadziesiąt lat, udaje kogoś kim nie jest i jeszcze na – powiedzmy – antypatii do gejów buduje swoją pozycję to jest mi go bardzo, ale to bardzo żal. Ja bym zwariował.

Natomiast mój generalny stosunek do Roberta Biedronia się nie zmienia. Od moich słupskich znajomych wiem, że rządzi miastem dobrze. I o to na samym końcu w jego robocie chodzi.

czwartek, 23 lutego 2017

Straciła pracę w „Na dobre i na złe” za robienie loda figurce świętego papieża


Miałem nie pisać o głośnym spektaklu „Klątwa”, który od soboty gra warszawski Teatr Powszechny, a trąbią o nim wszystkie media. Dla niewtajemniczonych. To ta sztuka, w której na samym początku na scenę wyjeżdża pomnik papieża Jana Pawła II z penisem we wzwodzie, a aktorka robi tej figurce loda. Byłem, widziałem, więc naprawdę mogę się wypowiedzieć. I właśnie o tę aktorkę chodzi. Nazywa się Julia Wyszyńska. Masowej publiczności znana jest z serialu TVP2 „Na dobre i na złe”, ale nie będzie już występować w roli lekarki. Jacek Kurski zdecydował, że zwalnia ją z pracy. Czułem, że tak będzie... 

 foto.TVP.pl

Wybitny reżyser Kazimierz Dejmek powiedział kiedyś, że aktor jest od grania, a dupa od srania. I powiedział to w czasach naprawdę trudnych dla artystów, w stanie wojennym. Powiedział to Gustawowi Holoubkowi, gdy on i jego – sympatyzujący z Solidarnością - koledzy nie mieli się gdzie spotykać. Rozumiem tę myśl tak, że aktor ma służyć ludziom, publiczności, widzom i nimi się zajmować. A nie politykami czy politykierami. Aktor to zawód. Polega na tym, że udaje się kogoś innego. Czasem pedofila, czasem gwałciciela, czasem kogoś kto leje żonę, czasem się udaje, że się robi loda (w niektórych filmach się nie udaje). Czasem się udaje,że loda robi się szefowi, a czasem księdzu. Sam we własnej książce, w „Geju w wielkim mieście” ( KUP PAKIET: "GEJ W WIELKIM MIŚCIE" i "CHYBA STRZELĘ FOCHA" TU ZA 34,93 zł ), mam wątek sekretnych homoseksualnych orgii organizowanych przez księży. I gdyby to był film aktorzy musieliby to zagrać. Bo tak jest w scenariuszu. Koniec, kropka.

Jacek Kurski, przykładny mąż, który wcale nie rozwiódł się żoną, uznał że Pani Julia Wyszyńska robiła loda naszemu świętemu naprawdę. Ma też w „Klątwie” drugą kontrowersyjną scenę. Rozważa możliwość zbiórki pieniędzy na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego, do której ostatecznie nie dochodzi. Nie bardzo wiadomo co bardziej rozsierdziło prezesa TVP. Oficjalnie laska robiona figurce. „Ta pani sama podjęła decyzję o zerwaniu współpracy z TVP dokonując aktu zbezczeszczenie postaci świętego Jana Pawła II. Takich rzeczy nie można akceptować” - powiedział Kurski. No więc prezesie kochany! Czy teraz z seriali TVP znikną wszyscy aktorzy, którzy grali – GRALI, podkreślam - w teatrze czy w filmach kontrowersyjne role? Czekam na to! Zapewne znajdą się takie aktorki, które mają na koncie rolę kochanki księdza. Albo aktorzy, którzy GRALI pedofilów i udawali seks z dzieckiem. Albo śpiewali piosenki wyśmiewające kler. Też znikną? Szkoda, że prezes TVP idzie drogą władz PRL, które męczyły aktorów i utrudniały im życie.

Bardzo bym chciał, żeby obsada „Na dobre i na złe” ujęła się za koleżanką i odmówiła dalszego udziału w serialu. Bardzo bym chciał, by pokazali Kurskiemu środkowy palec. Co wtedy zrobi? Zdejmie z anteny serial, który ciągnie tę jego ryjącą po dnie telewizję? Niech zdejmuje. Ktoś inny kiedy przyjdzie i wznowi produkcję, ale sumienie aktorzy będą mieć czyste.

[AKTUALIZACJA] Pani Wyszyńska sama odeszła odeszła z serialu TVP już w grudniu. Widać Pan Kurski to taki szef, który nie wie kto u niego pracuje i zwalnia niepracujących. A sam fakt, że przyszło mu coś takiego do głowy jest karygodny. To terror, próba prewencyjnego zastraszenia aktorów, żeby grali, ale tylko bogobojne dewotki, matki gromadki dzieci pobierającej 500+ lub żony żyjącej zgodnie z nauką kościoła.

Jeśli zaś chodzi o „Klątwę” to jest mocna, nawet bardzo. Ale na pewno to nie jest sztuka o bezczeszczeniu pamięci Jana Pawła II, ani nawet o robieniu mu loda. Mu, jako Karolowi Wojtyle. Ta scena wyrwana z kontekstu może tylko oburzyć bigotów, nic więcej. „Klątwa” to opowieść o zabobonie, który zawładnął ludzkimi duszami. O stereotypie, który rządzi Polakami. O hipokryzji, która zrosła się z nami tak bardzo, że jej nie zauważamy. „Klątwa” jest wreszcie o krzywdzie, którą sobie wyrządzamy. Uderza w Kościół, fakt. W Kościół jako chciwą instytucję pełną zabobonów, stereotypów i hipokryzji. Ale na pewno nie uderza w ludzi wierzących, ani w czystą i prostą wiarę w Boga. Bo w moim przekonaniu Bóg i Kościół to często dwie różne bajki.

czwartek, 9 lutego 2017

No to państwo wzięło się za gejów...Akcja Hiacynt 2017

Nie dopuścić do zarejestrowania w Polsce homoseksualnego małżeństwa zawartego w innym kraju i pilnie przyglądać się tym, którzy chcieliby pobrać z Urzędu Stanu Cywilnego dokumentu, który mógłby umożliwić zawarcie małżeństwa (także homoseksualnego) za granicą. Tak zaleciła USC Prokuratura Generalna. Pierwsza część pisma uzasadniona jest tradycyjnie: „związki jednopłciowe mogą zagrozić małżeństwom heteroseksualnym”. Bo z pewnością jest tak, że nagle heteroseksualni mężczyźni i heteroseksualne kobiety, gdy tylko można będzie wziąć ślub z osobą tej samej płci, zaczną się rozwodzić i pobierać z facetami i kobietami. Z pewnością tak będzie! Zagrożenie jest niezwykle realne. 

Mnie jednak dużo bardziej zaciekawił ciąg dalszy. Przyglądać się tym, którzy w polskich urzędach będą starać się o zaświadczenie potwierdzające, że nie mają w Polsce męża lub żony i bez przeszkód mogą się pobrać w innym kraju lub z przedstawicielem innego kraju. A jak już się ktoś zacznie uważnie i szczególnie przyglądać, grzebać, gmerać to z pewnością coś znajdzie.  Zwłaszcza,  że państwo chciałoby także wiedzieć z kim mieszkamy. Taka informacja ma być dostępna w Systemie Rejestrów Państwowych, który funkcjonuje od dawna. SRP to baza, dzięki której możliwe jest załatwianie różnych spraw bez chodzenia do urzędu w miejscu zameldowania.To sprawy tj.   składanie w dowolnie wybranej gminie wniosku o dowód osobisty czy odbierania aktu urodzenia, ślubu czy zgonu. Dotychczas nie było w nim informacji takich jak nazwisko, mail, telefon osoby, z którą dzielimy mieszkanie. Bez względu na to czy jest to chłopak, kochanek, brat czy zwykły sublokator. Tego chce Ministerstwo Cyfryzacji. I teraz złóżmy te dwie informacje w jedno. Dwóch  facetów (niezależnie od siebie) starało się o zaświadczenie, że są wolni. Gorliwy urzędnik to odnotował. A potem inny urzędnik sprawdził sobie w kartotece, że panowie zadeklarowali iż mieszkają razem. Czyli co? Czyli pedały!  A skoro pedały, to może się ukrywają? Może rodzina nie wie? Może pracodawca nie wie? A może pedały pracują w administracji rządowej? A może nie powinni tam pracować? Może ta wiedza się jednak przyda do miękkiego (lub twardego) wpływania na zachowania, decyzje tych podłych pedałów? 



Jestem w trakcie pisania kolejnej książki, ale wciąż nie mogę oderwać się od poprzedniej. W "Różowych Kartotekach" (KUP "RÓŻOWE KARTOTEKI" TUTAJ ZA 24,43 zł), ich główny bohater, Ksawery Downar - prawicowy polityk, kandydat na prezydenta RP - padł ofiarą takich właśnie, zebranych bezprawnie i bezczelnie informacji. Był jedną z ofiar Akcji Hiacynt, prawdziwego i haniebnego zdarzenia w historii Polski i polskich homoseksualistów. Władze komunistyczne najpierw zebrały o facetach intymne informacje, a potem z nich korzystały. To było 1985 roku. Dziś mamy 2017. I zdaje się, że na naszych oczach rodzi się druga odsłona Hiacynta.  W wolnej Polsce, w środku Europy...